Artykuł z „Polityki” nr 35, 29 lipca – 4 września 2012

Artykuł nosi tytuł „Szkolny błąd”. Pada tam pytanie – skoro Polacy, szczególnie młodzi uczą się angielskiego, często zarówno w szkole, jak i na kursach dodatkowych, to dlaczego tak słabo mówią? W ogóle w porównaniu do Europejczyków ze znajomością angielskiego nie jest u nas wcale dobrze. Mnie osobiście ciekawią deklaracje Polaków. Większość osób, szczególnie w CV deklaruje znajomość angielskiego, często  na poziomie średnim. Swego czasu przeprowadzałam wstępne rozmowy kwalifikacyjne i niestety nie zgadzam się z ich oceną swoich umiejętności. Podobnie kilka razy na ulicy widziałam cudzoziemców pytających o drogę, tudzież próbującego zakupić leki w aptece. Nie sądzę, żeby kilka zatrzymanych osób nie znało centrum Warszawy, podobnie wydaje mi się, że zwroty „katar” czy „ból gardła” powinny zostać opanowane na studiach farmaceutycznych. Ale wracając do artykułu… Ciekawe są przytoczone dane – z badań wynika, że 34% polskich gimnazjalistów (również  tych douczający się na kursach) osiągnęło w teście poziom A1, czyli podstawowy (podobnie źle jest we Francji, a wszystkim wiadomo, że Francuzi nie chcą się uczyć angielskiego). Z analizy krajowych wyników egzaminów wynika, że słabiej od miasta wypadają dzieci ze wsi – w mieście łatwiej o dostęp do internetu, filmów i szkół językowych.

Jak to wygląda w polskich szkołach? Początkowo problemy zganiano na nie wystarczającą ilość lekcji, jednak zwiększono ich ilość i wprowadzono język do klas 1-3. Kolejną przeszkodą jest na pewno częsty brak podziału na grupy – efektem jest uśrednienie poziomu (jak to jednak określono dobry się nudzi, słaby nie rozumie). Porównano również nauczycieli prywatnych i państwowych i podkreślono, że trudno o wniosek, że jedni są lepsi a inni gorsi. Pojawia się teza, że polskim problemem jest zbytnie zwracanie uwagi na błędy i dążenie do perfekcji. Ciekawe jest to co mówi dr Śpiewak – na świecie ¼ ludzi mówiących po angielsku to native speakerzy, więc językowa perfekcja staje się pojęciem mglistym. Wniosek jest taki: lepiej mówić nawet z błędami niż tego nie robić. To samo powiedział mój znajomy native – najważniejsze to zostać zrozumianym a to, że popełnimy drobny błąd gramatyczny nie jest takie istotne dla naszego rozmówcy. Podobnie swego czasu, na kursie językowym w Szkocji zszokowało mnie to, gdy dowiedziałam się, ze tak naprawdę Anglicy najczęściej posługują się czasem przeszłym Present Simple. Również mówiąc potocznie stosują zabiegi, o których my uczymy się, że są błędne.

Bardzo ciekawy jest przykład edukacji językowej w Szwecji. Kraj ten jest najlepszy w rankingu ESLC. W tych samych testach, przytoczonych na początku odnośnie Polaków, Szwedzi osiągają poziom B2 (ponad połowa uczniów). Interesujący jest fakt, że tam w szkole nie ma bardzo dużej liczby lekcji a prywatnych szkół językowych praktycznie nie ma. W artykule podano, że mali Szwedzi mają posługiwać się językiem angielskim w naturalnych sytuacjach, m.in. na wycieczkach szkolnych po Europie. Ja jednak dodałabym coś innego. W Szwecji filmy w telewizji puszczane są z napisami a nie z lektorem, jest to niewątpliwy zysk dla całego społeczeństwa. Druga sprawa to sposób uczenia języka. Na wspomnianym już kursie w Anglii spotkałam Szwedkę. Bardzo dobrze mówiła, ale co ciekawe, gdy robiliśmy ćwiczenia, okazało się, że ma pewne „braki”. Na przykład nie rozróżniała ona czasów, tzn. nie potrafiła ich nazwać. Jednak mówiąc ich używała. Wniosek jest jeden szwedzcy nauczyciele nie skupiają się na tłumaczeniu np. gramatyki tylko na używaniu jej w mowie.

Zachęcam wszystkich zainteresowanych do przeczytania artykułu. Oto link do niego http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1529769,1,polska-szkola-zle-uczy-jezykow.read

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s