Dla przypomnienia – w Polsce pierwszy język obcy nauczany jest od szkoły podstawowej. W gimnazjum uczeń kontynuuje naukę tego języka i zaczyna naukę drugiego języka. Przyjmuje się, że jeden z tych języków powinien być angielski. Jeśli uczeń nie uczył się go w szkole podstawowej powinien zacząć jego naukę w gimnazjum. W liceum każdy uczeń uczy się dwóch języków – może kontynuować naukę języków z gimnazjum lub jeden kontynuować a drugi zmienić i zacząć jego naukę od podstaw. Przyjmuje się, że w szkole podstawowej uczeń powinien osiągnąć poziom A1, czyli podstawowy (dla przypomnienia według Rady Europy zdefiniowane zostały następujące poziomy biegłości językowej A1, A2 – podstawowy, B1, B2 – poziom samodzielności, C1, C2 – poziom biegłości). W gimnazjum osoby kontynuujące naukę powinny osiągnąć poziom zbliżony do A2. Na kolejnym etapie edukacji w zakresie podstawowym uczeń powinien osiągnąć poziom B1 a w przypadku rozszerzonym B2. Wszędzie podkreślone jest, że kolejny poziom edukacji powinien umożliwiać kontynuację nauki języka w grupie o zbliżonym poziomie zaawansowania. Potrzebny jest też podział na grupy pod kątem zaawansowania (jednak niestety często następuje po prostu podział uczniów po liście – na pół). Co jakiś czas spotykam się z pytaniem, czy poziom nauczania w szkole nie jest za niski? Jeśli chodzi o poziom zajęć w szkole podstawowej to wypowiadałam się już na ten temat (tutaj). Według mnie nawet przy dobrych chęciach nauczyciela poziom trzeba dostosować do uczniów.
Co ciekawe jednak w artykule pt. „Dlaczego polscy gimnazjaliści tak słabo znają angielski?” stwierdzono, że jedynie 17% gimnazjalistów opanowało język na wymaganym poziomie A2, natomiast 10% osiągnęło poziom B2. Czyli wynika z niego, że jest poziom jest gorszy od zakładanego. W artykule analizowane są błędy systemu edukacji, takie jak:
- Brak nacisku na kształtowanie umiejętności mówienia
- Wkuwanie słówek
- Słabe wyniki w zadaniach pisemnych
- Brak native- speakerów
- Brak wyjazdów nauczycieli w celach szkoleniowych
- Wąska oferta języków do wyboru
- Niewielki stopień nauczania języków klasycznych (łacina)
- Nie posługiwanie się językiem obcym w domu
- Mała mobilność uczniów
- Lektorzy/dubbing w tv
- Nie podnoszenie kompetencji przez nauczycieli
- Nadużywanie metody projektu
Z wymienionymi punktami nie będę polemizować, choć nie do końca ze wszystkimi się zgadzam. Część z zarzutów wynika z sytuacji gospodarczej naszego kraju tudzież sytuacji finansowej rodziców uczniów. Jednak ciekawe dla mnie jest to, że wielu uczniów chodzi na dodatkowe zajęcia. Wiem, że na pewno ten odsetek jest mniejszy w mniejszych miasteczkach czy też wsiach, jednak zastanawia mnie jak przekłada się uczestnictwo w dodatkowych zajęciach na wyniki w nauce. Szkoda, że tego nie zbadano. Wydaje mi się, ze niezależnie od tego, czy ktoś uczęszcza na dodatkowe lekcje ważna jest praca własna a tego też może brakować uczniom (poza wymienionymi w artykule czynnikami). Kiedyś pokusiłam się o taką analizę – nakład pracy a osiągnięcia.
Oczywiście zachęcam do przeczytania całego raportu http://szkola.wp.pl/kat,108798,title,Dlaczego-polscy-gimnazjalisci-tak-slabo-znaja-angielski,wid,16027418,wiadomosc.html oraz przemyśleń na ten temat.
Też czytałam ten artykuł i mnie również zainspirował do stworzenia wpisu na blog. Koncentruję się na sprawności pisania, która faktycznie została zaniedbana kosztem mówienia; ale czy efekt był warty poniesionych kosztów? Jakoś nie widać, by gimnazjaliści sprawnie mówili po angielsku… I pisać też na dokładkę nie potrafią 😦
Ja mam dodatkowo taką refleksję, ze nasz system i niewielkie różnice w poziomie w gimnazjum i podstawówce (tak naprawdę to ciągle ta sama tematyka tylko trochę więcej słownictwa) utrwala to, że słabi uczniowie pozostają słabi a ci mocniejsi nie są w stanie rozwinąć skrzydeł.