Colours all around, czyli jak uczyć nazw kolorów

Wielu rodziców skarży się, że dzieci na lekcjach angielskiego ciągle uczą się tego samego. Ja też jeszcze będąc studentką byłam zdziwiona pomagając siostrze w lekcjach – znowu kolory? Przecież to jest wałkowane od przedszkola. Dlaczego tak wiele treści się powtarza? Po pierwsze dzieci łatwo się uczą, ale równie łatwo zapominają. Po drugie, co powinno być oczywiste jedno dziecko uczy się łatwiej a inne może mieć problemy. Nauczyciel ma nauczyć całą klasę a nie iść do przodu, bo pięcioro dzieci zna już te słówka. Oczywiście jeśli widzę, że temat jest znany lub uczniowie pamiętają materiał z poprzedniego roku szkolnego omawiam dane zagadnienie szybciej czy też omijam jakieś zadanie. Dodatkowo wielu rodziców posyła dzieci na kursy angielskiego czy innego rodzaju zajęcia, ale są też dzieci, które na nie nie chodzą. Teraz ta różnica może się pogłębić, bo w dużej ilości przedszkoli dodatkowych zajęć nie będzie.

Wracając do tematu kolorów. Jak uczyć ich nazw poza tym, co oferuje podręcznik? Poniżej omówię ćwiczenia służące utrwaleniu nazw kolorów.

  • Oczywiście do nauki i zabawy najlepiej jest wykorzystywać flashcards. Jak już uczniowie znają nazwy można je trenować poprzez losowanie i nazywanie kart (ja trzymam karty w wachlarzu lub też rozkładam na dywanie – obrazkiem do dołu). Rozłożenie lub wywieszenie iluś kart – dzieci zamykają oczy, gdy je otworzą muszą powiedzieć jakiej karty brakuje. Pokazuję też kartę i zadaję pytanie np. Is it black? Uczniowie muszą odpowiedzieć – yes, no. Więcej przykładów zabaw z flashcards opisałam tutaj.
  • Pokazywanie kolorów na sali – point at something black itp.
  • Dzieci bardzo lubią następującą zabawę – każdy kto ma na sobie ubranie w danym kolorze musi wstać i wskazać podany kolor.
  • z mniejszą grupą dzieci fajnie wychodzi gra w Twistera po angielsku (tutaj można przeczytać opis wykorzystania gry)
  • Kolejna zabawa jest przebojem zarówno wśród przedszkolaków, zerówkowiczów jak i pierwszaków. Wyciągamy ręce przed siebie i składamy w kolo. Przy pomocy rąk będziemy pokazywać jak rośnie balon w określonym kolorze. Tym razem kolor podaje jeden z uczniów. Następnie nauczyciel mówi: Ok, red baloon. Let’s start. Bigger and bigger and bigger and bang. Bigger – powiększamy nasze koło z rąk, bang rozkładamy je, bo balon pękł. Ja za każdym razem zmieniam ilość bigger (czyli raz balon pęka szybciej a raz dłużej pompujemy). Uczniowie bardzo chętnie podają kolory balonów, czasem tutaj dokładam pytanie „What’s your favourite colour? ” i wtedy pompujemy balon w ulubionym kolorze ucznia. Dzieci entuzjastycznie reagują na tę zabawę.
  • I spy with my little eye something… podajemy kolor. To zabawa dla bardziej zaawansowanych uczniów. Zwykle umawiam się z nimi, że muszą wybierać rzeczy, które potrafią nazwać po angielsku i mają je znać też ich koledzy.

KOLORY

Storybird and Toondoo – przykłady

Nawiązując do poprzedniego wpisu – oto mój Storybird. Ostatnio uczyłam moich uczniów pór roku, więc stwierdziłam, że spróbuję ułożyć krótkie opowiadanie do tego tematu. By je obejrzeć trzeba kliknąć w obrazek.
storybirdOraz mój komiks – Toondoo. W sumie to ma być tylko przykład, ale tak mi przyszło do głowy żeby było słownictwo związane z jedzeniem.

Jeszcze raz zachęcam do wypróbowania tych stron i przy okazji sprawdzenia, kto jest bardziej kreatywny – uczniowie czy nauczyciele.

oAlien

Wykorzystanie komputerów na lekcjach angielskiego. Ciekawe strony.

Oto kolejny wpis z cyklu wykorzystanie komputera na lekcjach angielskiego. Tym razem będzie o stronach, które nauczyciele mogą wykorzystać na zajęciach. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by rodzice również wykorzystali je do zabawy z dziećmi.

Pierwsza z nich to Storybird – http://storybird.com. O tej stronie już wspominałam na blogu, jednak w innym kontekście. Wtedy było o użyciu historyjki w czasie zwykłej lekcji. Opowiadanie wymyślałam ja. Drukowałam je i wykorzystywałam w czasie zajęć. Gdy mamy do dyspozycji komputery, ułożenie historyjki byłoby zadaniem uczniów. Przypomnę, że w narzędziu tym mamy do dyspozycji obrazki, z których możemy ułożyć historię i wymyślić do niej własny tekst. Od naszej kreatywności zależy, co wybierzemy, w jakiej sekwencji ustawimy rysunki i jaka będzie treść. Im bardziej zaawansowany uczeń, tym więcej jest w stanie napisać. Będzie to ciekawe i twórcze zadanie. Chociaż wcale nie bardzo łatwe, gdyż rysunki (część bardzo ładna zresztą) niekoniecznie do siebie pasują – przynajmniej takie jest moje zdanie. Musimy się zdecydować na obrazki jednego autora, trochę szkoda, że nie można miksować. Niezależnie od tego polecam tę stronę.

Zachęcam do obejrzenia poniższych filmików, dowiecie się z nich więcej o korzystaniu ze Storybird.

Druga strona, którą lubię to Toondoo http://toondoo.com. Jak już pisałam wiele dzieci uwielbia komiksy, fajnie jest to wykorzystać w ramach lekcji angielskiego. Zresztą wpis o komiksach w podręcznikach do angielskiego jest bardzo popularny. Dzięki temu narzędziu uczniowie sami mogą stworzyć komiks. Także tym razem to my układamy historyjkę, decydujemy ile będzie obrazków, wybieramy bohaterów i wymyślamy dialogi. Można również dobierać tło, przedmioty czy też kształt chmurek dialogowych. Ja kilka razy przemyciłam Toondoo w ramach bloga – wykorzystałam je jako obrazki do wpisów.

I znów filmik, tym razem o Toondoo.

Jeśli chodzi o lekcje to możemy zaproponować uczniom zupełną dowolność lub też zadać temat na jaki mają ułożyć historyjkę czy też komiks. Możemy sami wybrać lub stworzyć pierwszy obrazek i dzieci mają dokończyć opowiadanie. Można też ułożyć dialogi i zostawić luki – uczniowie mają uzupełnić brakujące słowa. Wiele zależy od naszej inwencji, ale na pewno warto wykorzystać powyższe strony na lekcjach angielskiego w oparciu o komputery. Polecam!

P.S. Ponieważ ten wpis jest już dość długi, jutro opublikuję moją wesołą twórczość własną, czyli pokażę stworzone przeze mnie Storybird oraz Toondoo. Zachęcam do zajrzenia.

O specyfice pracy w szkole

Dziś napiszę o tym, jak to jest pracować w szkole. W końcu nie czytają mnie tylko nauczyciele. Jednak ich też zachęcam do przeczytania tego wpisu i wyrażenia swoich opinii. Myślę, że wpis ten będzie przydatny dla studentów i osób zainteresowanych pracą jako nauczyciel angielskiego w szkole. Według mnie praktyki są tylko namiastką i nie oddają całego obrazu. Oczywiście, co szkoła to jest trochę inaczej, dlatego ten wpis poruszy różne aspekty pracy, ale będzie ogólny.

roadsign

Jeśli chodzi o moje doświadczenie zawodowe to na studiach i krótko po pracowałam jako lektor angielskiego w przedszkolach. W jedne wakacje byłam na stażu w firmie rekrutacyjnej, mam też za sobą rok pracy w firmie szkoleniowej. Najdłużej pracowałam jako nauczyciel angielskiego w szkole podstawowej i w związku z tym chciałabym opisać swoje spostrzeżenia. Często mam ochotę się wypowiedzieć, szczególnie gdy w okolicy wakacji lub przy innej okazji pojawia się temat pracy nauczycieli i stwierdzenia, że nauczyciele mało pracują, mają zbyt dużo wolnego itp. W tym wpisie ustosunkuję się też do tego typu wypowiedzi.

Na pewno praca nauczyciela jest specyficzna, standardowy etat to 18 godzin plus 2 godziny dodatkowych zajęć z Karty Nauczyciela (niepłatnych dodatkowo, czyli w ramach pensum, ale nie jest to w tym momencie istotne). Tak więc statystyczny nauczyciel spędza przy tablicy około 4 – 5 godzin dziennie. Do tego dochodzą zastępstwa. W mojej stosunkowo dużej szkole doszło do tego, że mieliśmy 3 okienka, które mogły być zagospodarowane właśnie przez zastępstwa. Jeśli nie mamy zastępstwa często uzupełniamy dzienniki, kserujemy coś itp. Dodatkowo nauczyciel oczywiście ma przerwy, jednak są one często zajęte przez dyżury (lub zastępstwa w dyżurach). W młodszych klasach odprowadzamy dzieci do szatni czy też świetlicy, czasem odbywamy krótkie rozmowy z rodzicami. Bywa, że nie ma czasu zjeść kanapki. Tempo pracy jest szybkie i jest się praktycznie cały czas zajętym. W pracy biurowej na ogół można zdecydować, że w tym momencie jem lunch, idę do toalety itp. w pracy w szkole tak to nie działa. Nie wiem skąd się wzięły te opowieści o nauczycielkach plotkujących i pijących kawę za kawą. W pewnym momencie wykupowałam szkolne obiady i powiem, że to one nauczyły mnie szybkiego jedzenia 🙂 Choć naprawdę ekspresowego spożywania posiłków nauczył mnie mój syn.

Idziemy dalej… Większość nauczycieli należy do komisji, co jakiś czas odbywają się spotkania oraz jest coś do zrobienia. Ponad to nauczyciele uczestniczą w radach pedagogicznych, spotkaniach z pedagogami oraz zebraniach z rodzicami. Oczywiście dochodzi do tego przygotowanie zajęć, wypełnianie papierów, szkolenia, awans zawodowy, czasem udział w wycieczkach czy innych imprezach szkolnych. To wszystko w ramach pensum. Jak widać nie jest tak, że nauczyciele pracują te 18+2h. Dla mnie fajne jest to, że nie siedzi się 8 godzin przy biurku. Rady na ogół wypadały tak, że miałam możliwość wpaść do domu i coś zjeść czy też wyjść z psem. Oczywiście dużo zależy od tego, w jakiej odległości jest dom od szkoły. Fajne jest to, że w zajęcia właściwie nikt nam nie ingeruje, może poza podstawową programową. Ale generalnie rzecz biorąc w dużej mierze to nasza sprawa, jak ją zrealizujemy.

Są różne okresy, bywa, że jest więcej roboty i bywa też stosunkowo spokojnie. Według mnie to jest podobne do każdej innej pracy. Myślę, że miesiąc miesiącowi nie równy i że tak naprawdę trochę trudno policzyć ile godzin pracuje nauczyciel. Wiem, że część osób frustruje to, że płacą nam za te 18+2 i skarżą się za każdym razem, gdy siedzą w szkole dłużej, że robią to za darmo. Nie jest to jednak post o wynagradzaniu nauczycieli. Jeśli nie odpowiada nam dużo rzeczy to uważam, że trzeba się zastanowić nad sensem tej pracy i zawsze można zmienić zawód. Ja mam porównanie z pracą biurową i zdecydowanie bardziej jestem zadowolona z pracy nauczyciela (lektora). Do pracy w szkole na pewno trzeba mieć predyspozycje. Zdawać sobie sprawę, że jest to obciążające zajęcie. Będąc z dziećmi trzeba mieć oczy dookoła głowy, gdyż łatwo o wypadek. Zdarzają się też trudne sytuacje, dotyczące zarówno uczniów i rodziców. Nauczyciel w swojej pracy pełni wiele ról i musi posiadać umiejętności z różnych dziedzin. Trzeba nauczyć się komunikować z dyrekcją oraz z rodzicami. Czasem warto być asertywnym.

Niewątpliwym minusem tej pracy jest hałas, ja często po powrocie do domu nie miałam nawet ochoty na włączenie radia. Myślę, że wszyscy nauczyciele się ze mną zgodzą, że te ferie, wakacje itp. nie są fanaberią, tylko czasem potrzebnym na regenerację. Głosu i ogólnie pojętego zdrowia. Chociaż muszę przyznać, że jestem przeciwna tzw. urlopom dla podratowania zdrowia. Uważam, że stwarzają one możliwość nadużyć. Odniosę się też do pomysłu urzędników, by zwiększyć etat nauczycielom. Jakiś czas temu pojawiały się głosy, że nauczyciele docelowo powinni pracować po 8 godzin dziennie. To znaczy być w szkole po lekcjach, przygotowywać w niej zajęcia itp. Jestem za, tylko niech najpierw szkoła będzie do tego przystosowana. Każdy nauczyciel powinien mieć swoje miejsce do pracy, dostęp do komputera, drukarki, prenumeratę gazet, możliwość zakupu książek. Oraz miejsce do przechowywania materiałów. Aktualnie minusem jest też brak funduszy – nauczyciele większość pomocy dydaktycznych muszą finansować we własnym zakresie. Może warto by pomyśleć o jakimś profesjonalnym systemie ewidencjonowania czasu pracy. Niech też wszystkie spotkania, łącznie z tymi z rodzicami odbywają się w tym czasie (nagle się okaże, że to średnio możliwe bo rodzice są wtedy w pracy).

Podsumowując te długie wywody, praca nauczyciela w szkole ma swoje plusy i minusy. Nie uważam, żeby była jakaś bardzo ciężka. Myślę, że jeśli interesuje nas nauczane, to warto spróbować. Ciekawa jestem, jak rozwinie się sytuacja i jakie zmiany wprowadzą politycy, czy za jakiś czas Karta Nauczyciela będzie istnieć…

 

Strony internetowe pomagające w nauczaniu angielskiego dzieci z dysleksją

We wpisie o pomocach w nauce dla uczniów z trudnościami (tutaj) wspominałam o stronie sparklebox. Wiem, że jest ona popularna wśród nauczycieli, być może przyda się też rodzicom. Dzisiaj krótki przegląd tego, co według mnie jest tam szczególnie przydatne.

Jak już pisałam mamy tu całą zakładkę poświęconą dysleksji http://www.sparklebox.co.uk/special-needs/dyslexia/#.UoEL7pE3zx5.

Tutaj znajdziemy pomoce wizualne związane z nauką alfabetu http://www.sparklebox.co.uk/literacy/alphabet/visual-aids.html#.UoEHN5E3zx4.

Kolejne to http://www.sparklebox.co.uk/literacy/alphabet/activity-booklets/confusing-letters.html#.UoEJrJE3zx4 – ćwiczenia, dzięki którym dzieci nie będą myliły liter, np. rozróżniały b od d – przydatne również w nauce języka polskiego.

Nauka i utrwalenie dni tygodnia i miesięcy, wypisane na samochodach, zwierzętach, liściach itp. Mnie najbardziej spodobały się wagony kolejowe. Fajne ćwiczenie na wyklejanie wyrazów przy pomocy plasteliny http://www.sparklebox.co.uk/literacy/vocabulary/days-months.html#.UoEKTJE3zx4.

I wiele, wiele innych ciekawych ćwiczeń.

Interesująca jest też strona http://www.starfall.com pomagająca w nauce czytania w języku angielskim. Zaczynamy od poznania liter i dźwięków i stopniowo przechodzimy do czytania wyrazów i całych zadań.

A może znacie jakieś inne strony pomagające w nauce języka dzieciom z trudnościami?

dyslexia1

6-latki w pierwszej klasie (z punktu widzenia nauczania angielskiego)

Z racji ostatnich dyskusji na temat obowiązkowego pójścia do szkoły 6-latków dołożę swoją opinię na ten temat i opiszę moje doświadczenia.

Z 6-latkami zaczęłam pracować jak tylko wprowadzono możliwość wyboru zerówki lub pierwszej klasy. W pierwszym roku miałam tylko jedną taka klasę. To były świetne dzieciaki. Naprawdę pracowało się z nimi super, jednak wszyscy podkreślali, że były to wyselekcjonowane jednostki. W sensie, że były to zdolniejsze dzieci, nadające się do szkoły. Ja powiem tak, oczywiście była spora grupa dzieci łatwo łapiących materiał, ale byli też uczniowie przeciętni i ze 3 słabsze osoby. Według mnie w dużej mierze odzwierciedla to obraz klasy 7-latków. Jednak ogólnie rzecz biorąc wyniki testów w tej klasie były często lepsze  niż w pozostałych pierwszych. Tak samo bardzo dobrze wypadli na teście na koniec trzeciej klasy. W następnym roku pracowałam z 2 klasami 6-letnimi a w kolejnym 3. Jednym słowem coraz większej liczbie rodziców spodobał się pomysł wcześniejszego posłania dzieci do szkoły.

Jak pracowałam z tymi klasami? Miałam ten sam podręcznik, co w klasach 7-letnich. Zdarzało się, że omijałam jakieś zadanie lub dłużej ćwiczyliśmy jakieś zagadnienie. Starałam się trochę później wprowadzać pisanie. Dodatkowo próbowałam robić więcej zabaw i mniej siedzieć w ławkach. W zeszłym roku wydawnictwa zaczęły oferować specjalne wersje podręczników dla dzieci 6-letnich. Z tego, co widziałam niewiele się one różniły od tych dla 7-latków. Głównie chodziło właśnie o uproszczenie niektórych zadań i wolniejsze przechodzenie do ćwiczeń zawierających pisanie.

Jak wypadały klasy 6-latków w porównaniu do zerówki? Szczególnie różniła się ta pierwsza klasa, od której zaczęłam nauczanie – dzieci były bardziej nastawione na naukę, dumne z tego, że są w pierwszej klasie. A w porównaniu do 7-latków? Zdarzało się, że dzieci z pierwszej klasy 6-latków marudziły, że są zmęczone i chcą się bawić (szczególnie ciężko się z nimi pracowało na ostatniej godzinie lekcyjnej). Jest jeden minus, który da się zauważyć – młodsze dzieci więcej chorowały.

Wiem, że wielu rodziców martwi słabe przystosowanie szkoły do nauki młodszych dzieci oraz brak odpowiedniego przygotowania nauczycieli. Tutaj mogę napisać jak to było w mojej szkole. Budynek jest raczej stary (ma około 20 lat), szkoła jest duża, 2 zmianowa. Jeśli chodzi o sale szkolne starano się wybrać te większe, by dzieci miały miejsce również na zabawę. Były oddzielne toalety dla zerówek i 6-latków. Szkoła miała stołówkę, więc 6-latki w pierwszej klasie jadły posiłki. Na zewnątrz szkoły powstał plac zabaw z częścią dla starszych i młodszych dzieci. Dyrekcja próbowała też zapewnić im mniej liczne klasy – na ogół było to około 24 osób (u 7-latków zwykle bliżej 27, podobnie jak w zerówce). Plan ułożono tak, by w pierwszej klasie 6-latki chodziły na ranną zmianę.

A jak to jest z nauczycielami? W przypadku jakichkolwiek zmian albo odgórnie są wysyłani na kursy albo sami chcą się dokształcić, jeśli czują się niekompetentni, więc prosiłabym o trochę więcej zaufania. Powiem tak, większość koleżanek, szczególnie tych starszych była przerażona wizją pracy z młodszymi dziećmi. Głównie chodziło im o samoobsługę. Rzeczywiście uczniom w tym wieku często trzeba pomagać, wolniej też wykonują zadania manualne. Koleżanki mówiły też, że więcej czasu zajęło 6-latkom wdrożenie się w rzeczywistość szkolną. Wychowawczynie natomiast czuły się bardziej zmęczone fizycznie. Narzekały też na śniadania, u nas dzieci szły na nie w czasie lekcji i zajmowały one dużo czasu.

Dotarliśmy do miejsca, w którym przedstawię mój punkt widzenia. Większość osób nie lubi zmian i się ich obawia, dlatego ta reforma budzi duże emocje. Ja na szczęście nie mam dylematu, czy posyłać dziecko do szkoły czy nie. Mam jeszcze parę dobrych lat zanim mój syn będzie 6-latkiem. Jako nauczyciel z doświadczeniem w tym temacie nie widzę nic złego we wcześniejszym posłaniu dzieci do szkoły. Powiem więcej, patrząc na te dzieci, które zaczęły edukację wcześniej widzę, jak fajnie się rozwijają. Po roku uczęszczania to starzy wyjadacze. Oczywiście szkoła musi być przygotowana oraz nauczyciele też, ale po tych kilku latach już wiadomo, jak to wszystko powinno wyglądać. Rodzice powinni myśleć optymistycznie, najprawdopodobniej naszemu dziecku nie będzie źle w szkole a dodatkowo wiele na tym skorzysta. Ten roku różnicy to w gruncie rzeczy wcale nie tak wiele.

Na koniec podzielę się linkiem do artykułu mojej wykładowczyni ze studiów magisterskich – doktor Aleksandry Piotrowskiej pt. „Szkoła dla 6-latka” http://www.instytutobywatelski.pl/13340/lupa-instytutu/szkola-dla-6-latka. Bardzo mądre i ciekawe ujęcie tematu.

school

Grammar pins

Jak wszyscy wiedzą istnieją różne metody nauczania i uczenia się. Do wielu osób przemawiają formy graficzne. Na stronie Pinterest.com znalazłam inspiracje do nauczania gramatyki.

Poniższe karteczki mogą być bardzo pomocne w nauczeniu się liczby mnogiej rzeczowników nieregularnych.

Poniżej znajdziecie interesujący sposób na ułatwienie nauki czasowników nieregularnych. Gdy odegniemy karteczki w środku mamy wpisane 3 formy czasowników. Można je nosić ze sobą i powtarzać gdy tylko znajdzie się chwilę.

Oraz kwiatki jako fajny sposób na graficzne rozpisanie synonimów danego słowa.

Dodatkowo polecam ciekawą stronę do nauki gramatyki, którą niedawno odkryłam. Znajdziemy tu objaśnienie zagadnień oraz ćwiczenia – http://www.englishgrammarsecrets.com.

O strasznym potworze – film „The Gruffalo”

Blog http://dolittle.blox.pl/html przypomniał mi o czymś fajnym i zainspirował mnie do tego wpisu. Chodzi o Gruffalo, śmiesznego potwora z książki i filmu. Znam film, ale zakładam, że książka też jest fajna. Na blogu można przeczytać dwa wpisy na ten temat http://dolittle.blox.pl/2013/09/THE-GRUFFALO.html oraz http://dolittle.blox.pl/2013/09/GRUFFALO-raz-jeszcze.html. Poniżej moje spostrzeżenia.

Ja skoncentruję się na filmie. Nadaje się on dla dzieci z młodszych klas szkoły podstawowej. Trwa 25 minut, więc nie jest bardzo długi. Gdyby dzieci miały się znudzić to i tak by nie zdążyły. Jest w nim sporo dialogów, czy też wypowiedzi narratora. Ale wymowa jest raczej wyraźna i stosunkowo wolna. Jeśli chodzi o akcję to według mnie  zawiera wszystko to, co dzieciaki lubią. Dodatkowo postacie są sympatyczne a i treść jest niegłupia. Sama animacja też godna pochwały. Jak trochę poszperałam w necie, to okazuje się, że ten film miał nominację do Oskara w kategorii krótkometrażowy film animowany. Oczywiście dodatkowy komentarz, zadanie pytań i wyłapanie słownictwa jest nieodzowne (może to zrobić zarówno nauczyciel jak i rodzic).

Poza filmem czy też książką polecam kilka darmowych ćwiczeń http://www.funfindsforfamilies.com/free-gruffalo-printable-activity-sheets/ (ja korzystałam z memory) oraz http://www.makinglearningfun.com/t.asp?b=m&t=http://www.makinglearningfun.com/Activities/Gruffalo/GruffaloSequenceCards.gif.

Książka, jak wspomniano na blogu Dolittle jest dostępna na stronie empik. Za filmem trzeba poszperać. Posiadam też Activity Book. W książeczce tej, ładnie wydanej, ale krótkiej poza naklejkami (raczej do indywidualnego niż grupowego wykorzystania) znajdziemy też różne zdania. Mnie najbardziej spodobała się krzyżówka, word search oraz szukanie różnic. Jeszcze z niej nie korzystałam, ale nie mogę się doczekać zajęć z Gruffalo w roli głównej. Wydaje mi się, że ćwiczenia te będą przydatne jako uzupełnienie zajęć.

gactivity

Aplikacje do nauki angielskiego na smartfona cz.2

Pierwszy wpis na ten temat cieszył się sporą popularnością, więc najwyższy czas na ciąg dalszy. W poprzednim wpisie skoncentrowałam się głównie na słownikach – Aplikacje do nauki angielskiego na smartfona cz.1.

Poniżej omówienie dwóch innych aplikacji.

Grammar Expert. Grammar Exam Advanced.

Jest to zbiór quizów z gramatyki dla zaawansowanych uczniów. Quiz stanowią zdania z lukami. Poniżej mamy podane kilka odpowiedzi i trzeba wybrać właściwą. Na Gdy skończymy wypełnianie, otrzymujemy zestawienie wyniku. Znajdziemy tu poprawne i błędne odpowiedzi, czas jaki zajęła nam odpowiedź. Możemy wrócić do zdań i sprawdzić jaki błąd popełniliśmy. Na koniec każdego tematu jest Chapter Exam.  Darmowe tematy to Articles, Count/Uncount Nouns, Verbs, Demonstratives, Adjectives, Interrogatives. Czyli całkiem  sporo, zważywszy że w każdym temacie mamy cztery quizy plus chapter exam. Całkiem fajne zajęcie w ramach szybkiej powtórki gramatyki. U mnie sprawdziło się np. w kolejce u lekarza. W ramach aplikacji Grammar Expert możemy wybierać również inne poziomy zaawansowania.

ge

quizge

Word a Day. Pictures & Audios by VocabAhead.

Ta aplikacja codziennie informuje nas „You’ve got a new word”.  Jest ona płatna, nie pamiętam ile kosztowała, ale była z tych tanich. Słowa są różne, według mnie trudniejsze i łatwiejsze. Mniej lub bardziej przydatne. Centralną rolę spełnia obrazek, ilustrujący słowo, które mamy poznać. Poza rysunkiem będziemy mieć możliwość wysłuchania jego wymowy oraz objaśnienia. Objaśnienie możemy również przeczytać, często nawiązuje ono do rysunku. Oprócz tego znajdziemy tu transkrypcję fonetyczną oraz synonimy danego wyrazu. Mamy też opcje dodania słów do ulubionych. Można wracać do poprzednich wyrazów, oczywiście warto to robić w ramach ich utrwalenia. Również w tej aplikacji pojawia się quiz a właściwie do wyboru dwie możliwości sprawdzenia znajomości słówek. Pierwsza jest następująca – trzeba z kilku opcji wybrać definicję danego słowa. Trochę to dziwne gdyż znajdziemy tu tylko definicje przerobionych słówek. Oczywiście można go robić na czuja. Istnieje prawdopodobieństwo, że trafimy, ale w gruncie rzeczy nie po to się uczymy. Druga opcja jest trudniejsza. Mamy definicje i trzeba z pomieszanych liter ułożyć słowo. Generalnie aplikacja jest ok, choć przyznam szczerze, że zdarza mi się po komunikacie nie zajrzeć do aplikacji i zapominam o słówku. Tak to bywa, nie jestem zbyt solidna 😉

newword

Następnym razem obiecuję, że w tym cyklu pojawi się wpis o fiszkach.