Dzisiejszy wpis jest trochę z innej beczki niż zazwyczaj. Gdy pracowałam w szkole zaczął mnie zastanawiać fakt, jak to jest z kulturą osobistą, tudzież dobrym wychowaniem uczniów. W tym wpisie nie będę opisywać żadnych ekscesów czy wybryków, nieładnych odzywek, przekleństw, którymi dzieci potrafią uraczyć nauczyciela. Myślę, że często te zachowania, które zwróciły moją uwagę nie wynikają ze złośliwości uczniów.
Pierwsza rzecz, która mnie frapuje to mówienie a raczej nie mówienie dzień dobry. Dzieci sobie idą, patrzą na nas i nic nie mówią. Jeszcze bardziej zdziwił mnie fakt, że są uczniowie, którzy mówią, ale tylko wtedy, gdy się jest ich nauczycielem. Jak nauczyciel się zmienia, to temu, z którym przez rok czy dwa się miało zajęcia nie trzeba już mówić dzień dobry.
Ostatnimi czasy wiele mówi się o tym, że rodzice są zapracowani. Zdaję sobie sprawę z tego, że wychowanie dziecka/dzieci jest trudne. Od kiedy uczę w ramach prywatnych lekcji zauważyłam, że właśnie ci młodsi mają problem z odpowiednim przywitaniem się. Co dziwne rodzice za każdym razem mówią przywitaj się, powiedziałeś dzień dobry, ale niestety efektów nie widać. Podobnie na koniec zajęć, często uczniowie po prostu wychodzą z pokoju, tudzież zadowoleni wybiegają w podskokach. Chyba nie ma więc czego wymagać w szkole, że dziecko na korytarzu się z nami przywita, gdy nie ma mamy, która mu o tym przypomni.
Ktoś powie, że się czepiam, bo to tylko małe dzieci. Według mnie nie tak znowu małe i pewne normy powinny obowiązywać.
Oczywiście bywa też, że uczeń idzie i mówi dzień dobry a mama nic i tak za każdym razem jak ją widzę. Albo starszy tata, którego dziecko uczyłam przez rok – widzimy się pod szkołą – patrzy na mnie…, to mówię mu dzień dobry na co Pan do mnie skąd ja Panią znam? To mu mówię. A on, no rzeczywiście. Mnie w dzieciństwie nauczono, że jak mi się wydaje, że kogoś znam to mówię dzień dobry. Mówi się, że to na szkołę rodzice w dużej mierze przerzucają wychowanie. Niezależnie od tego mam wrażenie, że ogólnie dużo się mówi o witaniu (nie szukam tutaj winnych jego braku). Myślę, że mówią o tym wychowawcy, ja też co jakiś czas przypominałam najmłodszym o witaniu się na korytarzu. Choć muszę przyznać, że zdarzyła mi się bardzo fajna klasa, z której uczniowie za każdym razem mówili mi dzień dobry jak mnie widzieli 😉
W tym wpisie muszę też wspomnieć inne już jak dla mnie ekstremalne braki kultury, w stylu bekanie na całą salę. Jak się komuś się to zdarzy to zwrócę uwagę, ale nie w bardzo ostry sposób. Wyjaśnię, ze tak nie robimy itp. Ja rozumiem, że to się może wymsknąć (podobnie jak inne fizjologiczne wypadki). Jednak zdarzyło mi się stracić cierpliwość w klasie w której na porządku dziennym było bekanie na głos. Również na jednym z forów dla rodziców przeczytałam kiedyś wpis oburzonej mamy, że dziecko beknęło i stwierdziło, że się najadło a Pani na niego nakrzyczała i wpisała mu uwagę. Ale to przecież było niechcący i mama nie widziała w tym żadnego problemu.
Mam też wrażenie, że uczniowie nie potrafią korzystać z chusteczek do nosa. Jak bardzo jest to estetyczne każdy wie, ale dodatkowo powoduje to rozprzestrzenianie się bakterii i chorób, które w szkołach w sezonie chorobowym szaleją. A później rodzice się dziwią, czemu te nauczycielki tak często chorują. Ja zwykle oferuję danej osobie chusteczkę, pytam czy potrzebuje wytrzeć nos.
Kolejna moja obserwacja dotyczy umiejętności siedzenia w ławce, czy też na stołówce w czasie jedzenia. Dodam jeszcze, że u mnie w szkole notorycznie jedzenie walało się po całym pomieszczeniu. Często siedzą z nogą podwinięta pod pupą, albo w jakieś innej dziwnej pozycji. W sumie to ich kręgosłupy, ale szkoła powinna dbać o właściwą (zdrową) postawę, ponad to według mnie sposób siedzenia świadczy również o szacunku do nauczyciela. Wiercenie się na krześle i majtanie nogami raczej nie sprzyja koncentracji. Co więcej, często gdy siedziałam przy biurku byłam kopana przez uczniów z pierwszej ławki. Oczywiście zwracałam uwagę, jednak zwykle działało to na chwilę.
Wiem, że ten wpis nie opowiada o żadnych ekstremalnych zachowaniach, bo oczywiście takie też mogłabym opisać. Nie chodzi też o czepianie się, tylko zwrócenie uwagi na rzeczy, które wydawać się powinny normalne i według mnie świadczą o kulturze osobistej. Jeśli od małego nie będziemy wymagać od dzieci pewnych rzeczy, to nigdy się ich nie nauczą.
A jak to jest z Waszymi uczniami, dziećmi? Macie podobne do moich spostrzeżenia?