W tym wpisie opowiem Wam o robotach, które miałam okazję testować. Co prawda mówi się, że są one bardziej przeznaczone na lekcje informatyki, jednak spokojnie można używać ich na angielskim. Ich pojawienie się wywołało wśród uczniów entuzjazm. Są one atrakcyjne, kojarzą się z zabawą, powodują, że dzieciaki ruszają głową i ćwiczą angielski. Mają też jednak pewne minusy.
Miałam możliwość testowania robotów Ozobota i Edisona.Czas strasznie leci, wpis miałam przygotowany, ale jakoś o nim zapomniałam. Po drodze zabawka dostała nagrodę (tytuł Zabawki Roku) ale zakładam, że moje spostrzeżenia są aktualne. Od razu zaznaczę, że dla mnie jest to gadżet i uważam, że lepiej się sprawdza w domu czy też na lekcjach indywidualnych niż w klasie. Mam wrażenie, że pewne rzeczy wymagają w nich dopracowania. Roboty opisuję jako ciekawostkę.
Do Ozobota mamy dodaną małą matę po której może chodzić robot.
Porusza się też on po trasach narysowanych przez nas. W instrukcji mamy kody, dzięki którym robocik będzie poruszał się w określony sposób. Do narysowania trasy i kodów (były w języku angielskim) potrzebujemy flamastrów czy też kredek. Mnie sporo czasu zajęło dobranie kolorów i narysowanie „działających” tras. Robot nie zawsze odczytywał kody, to znaczy, raz robił, to co powinien, drugi raz nie. Trzeba precyzyjnie narysować linie, dość grube, nieprzerywane, niezbyt blisko siebie. Dla młodszych dzieci jest to trudne.
Druga opcja to pisanie programu – jak ma się poruszać nasz robot. Samo układanie programu jest intuicyjne i fajne. Przy okazji ćwiczymy angielski.
Następnie przykładamy robota do ekranu komputera i wgrywamy program.
Jednak napotkałam pewne problemy – nie na każdym komputerze można załadować napisany program (mimo zastosowania wskazówki dotyczącej rozjaśnienia ekranu). Ładowanie wygląda fajnie, dzieciom podoba się mruganie, ale nie jest to zbyt wygodne (czasem trwa to dość długo i cierpnie ręka). Zamiast komputera możemy użyć ipada ale miałam problem, gdyż robot wykonywał tylko część zaprogramowanych poleceń (nie wykonywał ostatniego). Dzieciom wykręconym w roboty i programowanie bardzo podobały się roboty (łącznie z tym, że dwójka małych testerów zażyczyła sobie je w prezencie urodzinowym). Poniżej spontanicznie narysowany przez jedno z dzieci, robot.
Fakt, że nie zawsze działał był frustrujący. W związku z tym dzieci na zajęciach zamiast skupić się logice działania programu martwiły się, czy dobrze narysowały kreski lub czy Ozobot załaduje program z komputera.
Inny robot, który wykorzystywałam na zajęciach to Edison. Jest on trochę większy. Do niego mamy większą matę i polecenia, które wygrywamy przez przejechanie robotem przez kody kreskowe oznaczające polecenie. Jak dla mnie to trochę mało rozwijające dla uczniów. Mamy też możliwość przyczepienia do niego klocków Lego. To się dzieciom spodobało. Jednak bywało, że podczas ruchu robota klocki odpadały. Edison jest na baterie a Ozobota ładujemy przez usb, co jest wygodniejsze.
Zarówno mnie jak i moim uczniom bardziej podobał się Ozobot, jednak uważam, że pewne rzeczy powinny zostać w nim dopracowane. Jednak, jak napisałam na wstępie, dla mnie jest to bardziej gadżet – zabawka. Zajęcia angielskie z cyklu naukowego, które prowadziłam zostały uatrakcyjnione. Było to dodatkowe koło, w którym uczestniczyło kilkoro uczniów. W związku z tym używaliśmy tylko jednego robota. Na normalnej lekcji potrzebujemy ich więcej. W Polsce dystrybutorem jest firma EduSense http://edu-sense.com/pl/, jako uczestnik warsztatów mogłam pożyczyć robota i zobaczyć, jak działa i sprawdza się na lekcjach.