Pozostając w temacie Londynu chciałam opisać również zwiedzanie tego miasta z młodszym dzieckiem. Londyn jest bardzo atrakcyjnym miejscem z punktu widzenia dzieci. Starałam się żebyśmy każdego dnia odwiedzili dwa główne punkty. Często wychodziło trochę więcej i wyjazd okazał się dość intensywny. Ale młody dał radę. Czasem trochę marudził, jednak ogólnie był zadowolony. Dzieci są różne, u nas średnio sprawdziły się muzea. I tak nie pokazywałam mu wszystkiego. Z tego, co zaobserwowałam Brytyjczycy dzielą np. Natural History Museum na fragmenty, robią w środku dłuższą przerwę na jedzenie. Co innego jak się jest turystą. Wiadomo, że chce się zobaczyć więcej. Zwiedzanie bardzo ułatwiał fakt, że mieszkaliśmy w centrum.
Przyjechaliśmy pod wieczór i od razu wybraliśmy się na spacer – zobaczyliśmy Trafalgar Square, London Eye i Big Bena.
Dzień 1.
Do południa pojechaliśmy na plac zabaw Diana Memorial Playground w Hyde Park. Ponieważ jest tam część „wodna” polecam zabrać ubranie na zmianę – wody nie ma wiele ale dziecko może się pomoczyć. Poza tym można wziąć też coś do zabawy, choć zwykła butelka po wodzie też zdaje egzamin, można w nią nabierać wodę, nosić ją, polewać kamienie itp. Wiele dzieci bawi się w ten właśnie sposób.
Wracaliśmy double-deckerem, siedzeliśmy na górze, co oczywiście jest dla dziecka fajnym doświadczeniem. Wysiedliśmy przy Oxford Street i weszliśmy do kilku sklepów, m.in Disneya. Nie zrobił na nas szczególnego wrażenia, szczególnie że nie zjechaliśmy na jedno z pięter, gdyż utknęliśmy w windzie. Również obsługa nie była specjalnie miła i tolerancyjna – syn dosłownie próbował wspiąć się na ekspozycję duży samochód z bajki Cars a wierzcie mi ja szybko reaguję i zwracam mu uwagę, tudzież odciągam. A tu Pani z obsługi od razu, że nie wolno. Oczywiście nie mam z tym problemu, jednak w sklepie Lego, o którym zaraz napiszę było zupełnie inaczej.
Lego Store to podobno największy sklep Lego na świecie. I tutaj było super. Pan nawet otworzył młodemu gablotę, by mógł pobawić się ekspozycją. Obsługa sama proponowała, że zrobi klientom zdjęcie. Są stoliki do zabawy. Masa zestawów Lego do kupienia. Minifigurki do samodzielnego stworzenia (można wybierać głowy, tłów itp), dzieciaki grzebią w tych częściach na potęgę. Jest budka, w której można zrobić zdjęcie a następnie kupić zrobiony z niego zestaw klocków. Syn bardzo dobrze się tam bawił. Choć zamęt mega, dzieci cała masa. Nawet kolejka do wejścia była.
Dzień 2
Byliśmy w Natural History Museum. Podobało się, ale bez fajerwerków. Na pewno wrażenie na dziecku robi kula ziemska w którą jakby się wjeżdża ruchomymi schodami. Dinozaury, wulkany, trzęsienie ziemi, robaki – te ekspozycje obejrzeliśmy.
Po południu byliśmy w Sea Word. Mój syn bardzo lubi ryby, więc to było udane wyjście. Jednak w czasie szkolnej wycieczki głaskaliśmy płaszczki a teraz były informacje żeby tego nie robić, gdyż są to delikatne zwierzęta. Nie wiem czy to się zmieniło , czy my nie doczytaliśmy informacji ale nikt nie zwracał nam wtedy uwagi. Możliwe też, że jesienią było o wiele mniej odwiedzających, stąd inne zasady. Trudno powiedzieć. Młody mógł dotknąć rozgwiazdę.
Dzień 3
Do południa chcieliśmy zobaczyć zmianę warty pod Pałacem Buckingham, ale trzeba na bieżąco to sprawdzać, gdyż akurat tego dnia została odwołana. No cóż, bywa… Zobaczyliśmy Pałac, porozmawialiśmy o Królowej.
Następnie odwiedziliśmy Science Museum. Powiem szczerze, że zrozumiałam z opisu znajomych, że to taki nasz Kopernik. Jednak było o wiele więcej eksponatów do oglądania. Młodemu podobała się część dla dzieci – Garden (3-6 lat). Podobna troch do strefy Bzzz w Koperniku. Jest ona na poziomie Basement. Można tam pobawić się wodą, dużymi klockami, jest też strefa sensoryczna. Zaletą jest to, że są takie płaszczyki ochronne od wody, więc nie trzeba brać ubrania na zmianę.
Po południu podjechaliśmy na stację Paddington. Przed wyjazdem obejrzałam z synem film o misiu i koniecznie chciał go spotkać. Zrobiliśmy zdjęcia i poszliśmy do sklepu dedykowanego misiowi.
Kolejnego dnia rano pojechaliśmy na lotnisko i wróciliśmy do Polski.
Nasz wyjazd był trochę nieplanowany w związku z tym nie zdążyłam zaopatrzyć nas w książki. Może to i dobrze, gdyż nie jestem przekonana, czy nie są dla trochę starszych dzieci. Pewnie je kupimy nawet jeśli nie będziemy się wybierać do Londynu. Mogą się przydać na lekcjach z młodszymi dziećmi dotyczącymi tego miasta. Łatwiej znaleźć polskojęzyczne, ale na Amazonie można też kupić angielskie wydanie.
Londyn w dawnych czasach.
Przewodnik po Londynie. Oprowadza miś Paddington.
Czego nie zdążyliśmy zobaczyć? Na pewno jeśli pojedziemy kolejny raz – zmiana warty, Transport Museum (chyba niemal każdy chłopiec to lubi), dzieciom podoba się też sklep M&M’s World i Hamley’s. Chętnie wybrałabym się na sztukę teatralna przeznaczona dla dzieci. Dobrym pomysłem może być też ZOO.
Z punktu widzenia dorosłego, dla mnie przyjemną uliczką okazała się Carnaby Street. Byłam w kilku antykwariatach na Charing Cross Road, ale asortyment jeśli chodzi o książeczki dla dzieci nie powalał, jak również ceny nie były najniższe. Oczywiście musiałam też iść do Primarka. Muszę nadrobić Notting Hill i Portobello Market (koniecznie! kiedyś pewnie się uda).
Generalnie polecam wycieczkę również z młodszym dzieckiem, choć trzeba mieć na uwadze, że w wakacje jest masa ludzi.