Sharing days

To akcja blogerów, która polega na podzieleniu się listą blogów wszystkich osób uczestniczących w wydarzeniu.

10689940_605226526252809_2855219204083694561_n

Są to blogi prowadzone przez anglistów (a tak naprawdę anglistki :)). Część z nich zapewne znacie, gdyż w moich wpisach pojawiają się do nich linki. Polecam posty dziewczyn i bywa, że sama jestem polecana u nich. Część blogów znam i odwiedzam co jakiś czas, za to klika to nówki w naszym światku. Przydałoby się, żebym więcej komentowała, ale ciężko mi obiecać poprawę 😉

Zachęcam do zapoznania się z blogami koleżanek po fachu! Poniżej krótkie opisy blogów w kolejności (raczej) alfabetycznej:

Ang dla każdego (wcześniej Angielski dla każdego) – mam wrażenie, że to jeden z najdłużej istniejących blogów o nauczaniu angielskiego. Autorka pisze o swoich studiach, pomysłach na lekcje, piosenkach, co jakiś czas podaje zwroty i słownictwo oraz ćwiczenia związane z różnymi tematami. Ponad to recenzuje książeczki i pomoce dydaktyczne oraz szkolenia.

Anglokids.pl – wpisy zawierające linki, sporo filmików dotyczących różnych tematów a także konkrety przydatne przy uczeniu się czy też nauczaniu, czyli zwroty i listy słówek np. dotyczące wynajęcia pokoju w hotelu, wyjścia do kina, omówienie zasad gramatycznych i  więcej.

English for law – blog pisany po angielsku przez studentów uczelni im. Koźmińskiego, jak sama nazwa mówi wpisy związane z prawem.

O prawie również ten blog luczak.edu.pl.

English my way – o tym, jak uczyć się angielskiego, jak radzić sobie z napotkanymi problemami. Autorka opisuje metody i tricki oraz mnemotechniki.

English-nook – poza pomysłami na lekcje, autorka opisuje rzeczywistość nauczycielską i swoje przemyślenia na ten temat. Prezentuje też swoje materiały i poleca przydatne książki. Dodatkowo opisuje szkolenia dla nauczycieli.

English with little Ant – ciekawy pomysł na bloga. Prowadząca, czyli Mama Mrówka przygotowuje zajęcia z angielskiego (dla małych dzieciaków, bo jej Mrówka ma 4-latka). Mamy blogerki biorące udział w programie w oparciu o pomysły autorki uczą angielskiego swoje dzieci a efekty opisywały lub będą opisywać (kontynuacja!) u siebie na blogach. Wpisy poświęcone są też zakupom i ogólnie nauczaniu angielskiego małych dzieci.

English 24/7 – wpisy o angielskiej kulturze, literaturze i pomagające zrozumieć różne zagadnienia językowe. Trochę też o studiach autorki oraz polecanych przez nią materiałach.

Full-time-teacher – różne pomysły związane z pracą z dziećmi a także nauczaniem angielskiego (opisy zabaw, gier, książeczek).

Hangielski – pomysły do wykorzystania na zajęciach z przedszkolakami i uczniami szkoły podstawowej. Oprócz tego recenzje książeczek i gier.

Humming bird – autorka przede wszystkim pokazuje materiały, z których korzysta w czasie lekcji. Dużo inspiracji dla nauczycieli pracujących z dziećmi w młodszym wieku szkolnym!

Języki na wesoło – pomysły na lekcje z dziećmi z angielskiego i niemieckiego.

Korki Animatorki – dużo pomysłów, przede wszystkim na różnego rodzaju zajęcia plastyczne.

Lasubmersion – również fajny pomysł na bloga, wpisy dotyczące nauczania języka i samodzielnej nauki języków. Plus sporo przemyśleń związanych z prowadzeniem własnej działalności, trochę też o życiu autorki. Taki można powiedzieć nauczycielsko – lifestajlowy blog 🙂

Mrs. Kalisz – według mnie ten blog ma potencjał. Autorka jest Polką pracującą w szkole w Anglii. Póki co zamieściła zaledwie kilka wpisów opisujących jej doświadczenia, ale trzymam kciuki by kontynuowała pisanie. Dla mnie ciekawa tematyka, szczególnie, że udało mi się co nieco zobaczyć na praktyce w szkole brytyjskiej w Polsce.

Z głowy na papier – tym razem nauczanie angielskiego przedszkolaków. Autorka opisuje swoje pomysły na lekcje, materiały, poleca gry, książeczki i piosenki. Dużo praktycznych pomysłów!

Oto my 🙂

1551509_606504176125044_5526542072671870920_n

 

 

Ready, steady, go… czyli nauczycielska wyprawka

O tym, co się przydaje na lekcjach z punktu widzenia nauczyciela już pisałam tutaj. Ten wpis będzie raczej uzupełnieniem i aktualizacją. Takie trochę pitu-pitu, ale chciałam Wam pokazać, co lubię i z czego korzystam. Z racji, że znów będę pracować w szkole, odświeżyłam trochę moje „zasoby”.

Piórnik – „będąc świeżą nauczycielką” zdziwiłam się, że większość koleżanek ma piórniki. Wcześniej miałam wszystko wrzucone w małą kieszeń torebki i wygrzebywałam potrzebny długopis, czy ołówek i tyle. A z racji, że jestem bałaganiarą chwilę mi to grzebanie zajmowało. Piórnik jest jednak wygodniejszy. Ja zdecydowałam się na jak najmniejszy.

zdjęcie 1

W środku będę nosić m.in. to:

Cienkopis Pilot (na rynku dostępny od kiedy byłam w podstawówce, co jakiś czas do niego wracam, uważam że bardzo ładnie pisze).

Czerwony długopis zmazywalny (czy jak to się nazywa), został podpatrzony u uczniów, sprawdzi się w przypadku ewentualnej pomyłki.

zdjęcie 2

Plan lekcji (taki do powieszenia) to kolejna rzecz, która się przydaje i jest niejako powrotem do czasów uczniowskich. Ja kupowałam niewielki rozmiar i wieszałam na lodówce, zawsze domownicy mogą na niego zerknąć i wiedzą np. o której kończymy lekcje a my też jak mamy więcej godzin możemy upewnić się, co nas czeka. Oczywiście jeszcze go nie mam.

Notes – zawsze miałam kalendarz czy notes, zwykle sporych gabarytów. Fajne były te dla anglistów od wydawnictw. Ponieważ z kalendarza zwykle korzystałam jak z notesu a daty sprawdzałam w kalendarzu na telefonie i w ogóle coraz więcej notatek robię w telefonie tym razem kupiłam mały notes. Mam wątpliwości, czy nie za mały. Zobaczę, czy się sprawdzi i czy nie zapiszę go w przysłowiowe 5 minut. Zawsze w razie czego później mogę przerzucić się na coś innego.

Mój aktualny notes to Moleskine. Niby zwykły a jednak coś w nim jest. Jest jakiś taki miły – papier, ale z samego notesu też fajnie się korzysta. Mąż też swego czasu miał i potwierdza.

zdjęcie 5

Kubek termiczny – to mój trzeci, że tak to ujmę naj… (najsolidniejszy ale jednocześnie najcięższy, najdłużej trzymający ciepło, najładniejszy i najdroższy z tych które miałam). Dlaczego kubek termiczny? Hmm… dziwnie się do tego przyznać, ale chyba w żadnej pracy nie dorobiłam się własnego kubka. Szczególnie w szkole wydawał mi się zbędny. Nauczyciel angielskiego ciągle biega, więc kubek termiczny jest jak znalazł. Poza tym jakoś nigdy nie miałam czasu pić kawki i herbatki w pokoju nauczycielskim. Wymiennie z kubkiem termicznym noszę małe butelki z wodą itp.

Kubek – Contigo.

zdjęcie 1-1

Duża torba, teczka itp. – nie oszukujmy się, mimo że zwykle mamy szafkę w szkole często sporo rzeczy nosimy ze sobą. Ja w ogóle lubię duże torby, więc sporo rzeczy mieści się w tzw. podstawowej (nie wiem jak ją nazwać – damskiej), ale bywa że biorę coś jeszcze. Nie przepadam za torbami foliowymi ani za plecakami (mimo że nie ubieram się specjalnie elegancko to plecak jest dla mnie przesadą. Jednak znam nauczycielki, które codziennie przychodzą do pracy z plecakiem). Swego czasu miałam torbę materiałową oraz taką teczkę (jak na laptopa).  Materiałowa torba szybko się zniszczyła. A jeśli chodzi o tą na laptopa to podobało mi się to, że ma przegródki. Zgodnie z przeznaczeniem laptopa jakby co też można do niej włożyć. Fajnie się ją nosi, (ma rączkę, był też pasek na ramię), ale jest spora i sama w sobie trochę waży. Warto o czymś takim pomyśleć.

Torba – Ikea.

zdjęcie 3

zdjęcie 4

Mam też nową piłeczkę do zabaw w kole.

Piłka – Decathlon.

zdjęcie 2-1

Muszę też kupić jakąś pamięć usb, gdyż w każdej sali jest komputer, więc na pewno się przyda. No i czeka mnie też odkładany zakup laminatora, zasadzałam się na ten w Tchibo, ale widzę, że już wykupione.

Kończę, bo czeka mnie jeszcze dzisiaj papierologia.

Może coś dodacie, polecicie – po co warto pobiec czy też zamówić?

 

Zaliczenie końcowe na studiach SWPS (Kwalifikacyjno-Metodyczne Studia Nauczania Języka Angielskiego)

Kiedyś pisałam o studiach metodycznych na SWPS, które ukończyłam. Tutaj pisałam o końcowym zaliczeniu. Było ono męczące a część zagadnień (które trzeba było opisać) nie wiadomo było „jak ugryźć”. Problem miałam nie tylko ja i moje koleżanki, ale jak się okazuje aktualni studenci też się z nim borykają. Dostałam maila z prośbą o wgląd w moje materiały. W związku z tym postanowiłam je opublikować na blogu. Od razu muszę uprzedzić, że jest to wersja, którą złożyłam w dziekanacie. Nie dostałam jej później poprawionej, więc nie wiem co było źle. A jak pisałam nie zawsze wiedziałam o co dokładnie chodzi. Na pewno zdarzają się też błędy językowe. Zdaję sobie z tego sprawę i właściwie nie muszę się tłumaczyć. Ale pisałam Wam już kiedyś, że mniej przyjemne rzeczy odkładam no i trochę na chybcika je wypełniałam 😉 Dodam jeszcze, że za pracę dostałam ocenę dobrą. W sumie miałam wrażenie (ale to pewnie tylko wrażenie), że namęczyłam się nad nią więcej niż nad pracami mgr (a pisałam dwie!). Wstawiam w częściach, gdyż z tego, co pamiętam oddzielnie miałam tytuły (żeby to porządnie ułożyć) itp. Enjoy i dajcie znać jeśli się przyda!

obserwacja 1-3

obserwacja 4-6

praktyka 1-3

praktyka 4-6

Overall evaluation of practice

Lesson plans

Individual project

Test Units 25

 

 

 

Praktykanci: zmora nauczyciela?

W komentarzach na temat hospitacji poruszyłyśmy zagadnienie praktykantów. Wyszło na to, że raczej nie mamy z nimi dobrych doświadczeń. Ja póki co miałam jedną studentkę na praktyce i nie wspominam tego dobrze. A to było tak…

Koleżanka (inna nauczycielka) poprosiła mnie o „wzięcie” praktykantki, dziewczyna była kiedyś jej uczennicą i studiowała filologię. Stwierdziłam, że w sumie, co mi szkodzi, zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Tak więc studentka zgłosiła się, miała ileś tam godzin do obserwowania i przeprowadzenia, nie pamiętam szczerze mówiąc dokładnie ile, powiedzmy jakieś 30. Chciała to zrobić w czasie swojej przerwy zimowej na uczelni.

Lampka ostrzegawcza powinna mi się zapalić jak dziewczyna (nazwijmy ją Dorota) powiedziała mi przy pierwszym spotkaniu, że jest na specjalizacji tłumaczeniowej i ta praktyka nie jest jej do niczego potrzebna, ale niestety musi ją zrobić. I że ona na pewno nie chce być nauczycielem i właściwie to prawie nic nie wie o nauczaniu. Przesłałam jej swoje konspekty i powiedziałam, że mogę jej trochę odpuścić na zasadzie że wcześniej jej powiem, co dokładnie ma realizować, jakie ćwiczenia ja bym zrobiła. Dawałam jej też materiały. I to był błąd. Następnym razem po takim tekście powiem, że fajnie, ale u mnie osoba z takim nastawieniem praktyki robić nie będzie.

Niby wszystko było ok. Tylko na koniec praktyki Dorota stwierdziła, że źle się czuje i zajęć przeprowadzić nie może. Pozwoliłam jej iść do domu, trochę zdziwiona, bo dałaby radę te ostatnie zajęcia przeprowadzić. Pamiętam, że ja robiłam wszystko żeby nie opuszczać praktyki, podobnie później pracując bywało, że naprawdę źle się czułam. Ale to jeszcze nie koniec, bo dziewczę oznajmiło mi, że ona źle sprawdziła i ma 40 czy 45h praktyki, czyli sporo więcej i w sumie to ona nie wie, jak ma prowadzić te zajęcia, bo jej się uczelnia zaczyna. Czujecie? Ale że hę? Ostatniego dnia praktyk.

giphy-2

Jakbyście to odebrali? Ja, że zwyczajnie wymusza na mnie zaliczenie. Później przysłała maila, że w sumie to może jednak przyjdzie tego i tego dnia i że przeprasza, bo rzadko sprawdza informacje na uczelni. Oto, co jej odpowiedziałam: do Twojej praktyki podeszłam ulgowo i nie wymagałam tyle ile wymagają inni nauczyciele. Ja też mam swój program i zakładałam że praktyki zajmą nam 2 tygodnie. I że mam zaplanowany test, który chcę sama dzieciom objaśnić. Dodatkowo, że nie jestem w stanie mailem przekazać jej tego, co ma zrobić na lekcji. Tak dzisiaj sobie myślę, że trzeba jej było podać temat i niech przychodzi i prowadzi zajęcia, skoro chciała 😉 Oczywiście przyszła parę razy, nie tyle ile powinna, bo mnie też nie bawiło rozciąganie praktyk w nieskończoność.

Generalnie czułam niesmak. Wydaje mi się, że obniżając wymagania niejako pozwoliłam jej na takie zachowanie. Choć laska się tłumaczyła, że ona naprawdę nie wiedziała ile mają trwać te praktyki… Ale szokuje mnie też to, że sama nie potrafiła poprowadzić zajęć, ale uważała, że w każdym  momencie może wejść i je odbyć, nie wiem czy rozumiecie, chodzi o brak szacunku do mojej pracy.

I jeszcze wisienka na torcie. Dorota na samym początku praktyki dała mi papiery z uczelni do wypełnienia, czyli umowę zlecenie i dokumenty do ZUS-u. Zdziwiłam się, bo za moich czasów nie było takiego czegoś. Okazało się, że uczelnia jakieś drobniaki płaciła za tą praktykę. No to ok wypełniłam. Zgadnijcie, czy jakieś pieniądze wpłynęły na moje konto? Może Dorota znów zapomniała… W sumie powinnam się cieszyć, że mając moje dane nikt na mnie kredytu czy coś nie wziął 🙂

Podsumowując, to doświadczenie skutecznie zniechęciło mnie do współpracy ze studentami i następnym razem, jak nie będę musiała zapewne odmówię, bo nie lubię sobie stwarzać dodatkowych problemów. Poza tym z takiej praktyki nie wyniknęło nic pozytywnego ani dla niej ani dla mnie (fajnie jest trafić na osobę, która chce uczyć i chce się czegoś od nas nauczyć, ale obawiam się, że nie jest to częste).

Praktykanci…

giphy

 

 

Studia podyplomowe dla nauczycieli angielskiego na SWPS

Sierpień to dobry czas na decyzje odnośnie rozwoju osobistego, na jesieni można rozpocząć studia podyplomowe. W przypadku nauczycieli istnieje wymóg dokształcania się, jednak ja po prostu lubię dowiadywać się nowych rzeczy, poszerzać swoją wiedzę. Chcę, by praca sprawiała mi przyjemność a moje zajęcia były interesujące dla uczniów. Dlatego też uważam, że warto inwestować w różne formy dokształcania się.

Mam wrażenie, że oferta studiów podyplomowych dla nauczycieli angielskiego nie jest zbyt szeroka. Po przeszukaniu zasobów internetu zdecydowałam się na Szkołę Wyższą Psychologii Społecznej.  Jest to jedna z lepszych uczelni prywatnych a ja nie chciałam skończyć „jakiegoś” tam kursu. Studia, które wybrałam to Kwalifikacyjno – Metodyczne Studia Nauczania Języka Angielskiego http://www.podyplomowe.pl/studia-podyplomowe-warszawa/kwalifikacyjno-metodyczne-studia-nauczania-jezyka-angielskiego-studia-prowadzone-sa-pod-auspicjami-instytutu-filologii-angielskiej-swps

Są to studia przeznaczone dla osób, które ukończyły filologię angielską lub studia dające uprawnienia do nauczania angielskiego, chcących nabyć nową wiedzę i umiejętności. A także dla osób, które ukończyły inne kierunki i znają bardzo dobrze język angielski (legitymują się określonymi przez uczelnię certyfikatami) – osoby te zyskają uprawnienia do nauczania języka angielskiego. Jeśli chodzi o osoby z mojej grupy właśnie tak było. Parę osób to praktykujący nauczyciele kilka lat po studiach,  pozostali to osoby, które zdecydowały, że chcą  zostać nauczycielami lub mieć alternatywę do tego, co robią teraz. Studia te trwają trzy semestry, ja ukończyłam je w lutym bieżącego roku.

Jakie są moje wrażenia? Część przedmiotów była powtórzeniem, tego czego nauczyłam się na swoich studiach. Myślę jednak, że takie odświeżenie nie było złe. Niewątpliwą zaletą jest to, że dużo przedmiotów (około ¾) jest prowadzonych w języku angielskim. W ten sposób nabywa się słownictwo związane z zawodem oraz zwyczajnie używa języka w czasie zajęć czy też zadanych prac. Warto było posłuchać konkretnych rozwiązań, zobaczyć przykłady ćwiczeń. Czasem nie mogłam się doczekać, by sprawdzić, jak dane rozwiązanie zadziała na moich zajęciach. Polecono nam również anglojęzyczne gazety dla nauczycieli oraz oprogramowanie, które można wykorzystać w czasie lekcji. Szczególnie wartościowe były dla mnie przedmioty związane z procesem dydaktycznym, czyli m.in. Techniki nauczania elementów języka, Techniki nauczania sprawności językowych, Różnice indywidualne w procesie uczenia się j. obcego, Integracja międzyprzedmiotowa, Analiza i opracowanie materiałów dydaktycznych, Teorie uczenia się i nauczania języków obcych, Technologia informacyjna, Emisja głosu. Jak to zwykle bywa były też niestety przedmioty do „odbębnienia”, które zwyczajnie trzeba było zaliczyć. Nie podobało mi się to, że również czynni nauczyciele musieli odbyć praktykę dydaktyczną. Dodatkowo papiery do wypełnienia były bardzo obszerne i wydaje mi się, że każdy arkusz powinien być wcześniej omówiony (opiekun powinien objaśnić czego oczekuje, wyjaśnić ewentualne wątpliwości). Tutaj szczególny problem miały osoby, które nie były nauczycielami, ale ja też czasem nie wiedziałam, co należy wpisać w danej rubryce.

Podsumowując, jestem zadowolona z mojej decyzji o odbyciu tych studiów. Generalnie oceniam je bardzo pozytywnie, nie był to dla mnie stracony czas a ukończenie ich dało mi wiele satysfakcji.

 

Dopisek: zostałam mailowo zapytana przez osobę zainteresowaną studiami o uszczegółowienie informacji. Zajęcia są na ogół co 2 tygodnie, zwykle trwają w godzinach 9-16 (sob i nd). Jeśli chodzi o zaliczenia – było kilka egzaminów, ale na ogół przedmioty zalicza się poprzez pisanie prac. W przypadku niektórych przedmiotów zaliczenie uzyskiwało się poprzez obecności. Jeśli chodzi o zajęcia e-learningowe, odbywają się one na platformie internetowej. Zwykle otrzymujemy jakiś materiał, np. tekst do przeczytania i później trzeba wziąć udział w dyskusji, czy też odpowiedzieć na pytania (coś jak test). Początkowo wygląda, że tego wszystkiego jest dużo, ale tak naprawdę nie jest źle, spokojnie bez problemu można wszystko zaliczyć. Na koniec nie pisze się pracy, pracą końcową są wypełnione papiery z praktyki. Z tym, moim zdaniem było najwięcej roboty. Co do praktyki, samemu wybieramy szkołę w której chcemy ją odbywać (nie może być to szkoła językowa). Jeśli już pracuje się w szkole, to można ją odbyć u siebie. Praktykę można odbyć w czasie całego trwania studiów, my decydujemy kiedy to zrobimy.