Wyniki ankiety o lekcjach angielskiego i motywacji do nauki

Swego czasu poprosiłam moich uczniów o wypełnienie krótkiej ankiety na temat lekcji angielskiego.  Pytania dotyczyły między innymi tego, jak według nich powinny wyglądać nasze lekcje, co lubią, w jaki sposób najchętniej się uczą itp. Oto krótkie podsumowanie wyników ankiety. Grupa niestety była mała, więc trudno generalizować, ale wydaje mi się, że część odpowiedzi była ciekawa. Uczniowie uczęszczali do 4 klasy, poszli do szkoły jako 6-latki, ankietowałam 8 osób.

Uczniowie preferują pracę w grupach, parach lub też wspólną, nieliczni (1 osoba wybrała pracę indywidualną i jedna zaznaczyła wszystkie rodzaje pracy). Jedna osoba nie lubi wiedzieć, po co się czegoś uczy. Na pytanie do czego służą (po co są) oceny w szkole (pytanie otwarte) uzyskałam następujące odpowiedzi. By otrzymać nagrodę – 1 osoba, by rodzice się cieszyli – 2 osoby, nie wiem – 1 osoba, dwie w sumie podobne odpowiedzi – by iść do dobrego gimnazjum, by przejść do następnej klasy, i kolejne dwie również o podobnym charakterze – żebyśmy mogli zobaczyć, czy musimy się jeszcze pouczyć, by nauczyciele i my wiedzieli, co musimy poćwiczyć a co nam świetnie idzie. Odpowiedzi te pokazują, że dziećmi kieruje motywacja zewnętrzna, czyli przede wszystkim jakiś rodzaj nagrody. O motywacji więcej pisałam tutaj i tutaj. Na pytanie co Ci się podoba w lekcjach angielskiego? 2 osoby odpowiedziały wszystko, 4 osoby – zabawy i filmy, 2 – nie wiem. Kolejne – co chciałbyś żeby się zmieniło? – 3 osoby – nic, 2 osoby – więcej zbaw, filmów, gier, 1 osoba – nie korzystać z książek, 1 osoba żeby było trudnej, 1 osoba żeby było ciszej. Na pytanie o gry rywalizacyjne uzyskałam odpowiedź, że wszyscy je lubią.

Uzyskane odpowiedzi pokazują, że dla 9 – latków w 4 klasie ważna jest atrakcyjność zajęć. Musimy sobie uświadomić, że są to młodsze dzieci. Cały czas lubią się bawić i na te zabawy czekają. Wiadomo, że nie do każdego tematu, zagadnienia da się dopasować fajerwerki, ale warto pamiętać, że nie tylko dzieci z klas 1-3 chcą grać, wcielać się w role, zgadywać itp. Niezależnie od wieku motywacja do nauki jest większa, gdy jest ona przyjemnością.

Ankieta na temat lekcji, oczekiwań dzieci, podejścia do nauki wydaje mi się dobrym pomysłem. Uzyskane informacje można wykorzystać, by nasze lekcje  były lepsze.

IMG_8075

Liebster Award

Ania z english nook – bloga, którego bardzo lubię czytać i którego polecałam Wam już kilka razy w tym wpisie nominowała mnie do Liebstera.

liebster

Oto zadane przez nią pytania:

1. Jakie narzędzia pomagają Ci w zgłębianiu języka obcego (aplikacje, strony, etc.)?

Trochę wstyd, ale aktualnie żadne. Swego czasu kilka aplikacji opisałam(tu i tu), ale jakoś niespecjalnie mnie to wciąga, druga rzecz, że po powrocie do pracy nie bardzo mam czas. Jak nie przygotowuje lekcji, zajmuje się małym, domem. Jak widać staram się nie zaniedbywać bloga. Zaczęłam też internetowy kurs „Ocenianie kształtujące”, więc tego czasu wolnego mam chwilę wieczorem i wolę obejrzeć serial (oczywiście w języku angielskim) niż się uczyć. Kiedyś obiecywałam wpis o fiszkach na telefon, ale jakoś mi się nie udało. Ja ich nie używam, ale mój mąż codziennie tak i jest zadowolony. Chodzi o mfiszki, wydawnictwa Cztery Głowy http://www.fiszki.pl/jezyk-angielski/mfiszki-na-smartfon/. Chyba powinnam je wreszcie kupić, szczególnie, że na stronie widać, że mają dość szeroki wybór. W końcu wypróbować i opisać.

Teraz przejdę do pytania nr 3, czyli Co sprawia Ci największy problem w nauce języka?

Motywacja, niestety. Ciężko mi się zmobilizować do samodzielnej nauki 😦 Mam słomiany zapał. Chyba ani razu nie „przerobiłam” sama całej książki. W związku z tym podziwiam mojego męża, który potrafi zmobilizować się do samodzielnej nauki, nie tylko zresztą angielskiego. Ja zwykle mam jakąś wymówkę. Dla mnie dobrym rozwiązaniem są zajęcia z native speakerem, wtedy czuję, że nie zaniedbuję języka. A bądźmy szczerzy w naszym zawodzie istotne jest gadanie.

2. Jaką książkę do samodzielnej nauki angielskiego na poziomie zaawansowanym uważasz za absolutnie niezbędną i najlepszą?

Hmmm… Nie ma takiej książki 😉 Dużo książek wymienionych przez Anię mam i w każdej trochę ćwiczeń rozwiązanych. Jakoś nie mam potrzeby kupowania coraz to nowych. To mój tata lubi, on jest kolejną osobą zmotywowaną do samodzielnej nauki (jak potrzebuję idę do taty z silnym postanowieniem robienia zadań – np. w wakacje, biorę książkę, trochę rozwiązuję, a później przestaję i teraz najlepsze… nie oddaję :)). Ale z innych tytułów ciekawe były dla mnie – jak zdawałam CAE Common mistakes at CAE i kolejna czyli Common mistakes at CPE, myślę, ze nie są one przydatne tylko pod egzamin.

4. Czy byłaś kiedykolwiek w UK – jeśli tak, to gdzie? A jeśli nie to czy chciałabyś pojechać – i gdzie?

Tak, byłam, ale czuję niedosyt. Byłam w Szkocji, konkretnie w Edynburgu (uwielbiam!).

edin

Spędziłam tam 3 tygodnie na kursie językowym i były to jedne z najlepszych wakacji ever! Miasto przetuptane wzdłuż i wszerz, bo lepiej wydać na drinka niż bilet (ach, to studenckie oszczędzanie). Poznałam masę fajnych osób z całej Europy i oczywiście podszkoliłam angielski. Jak nie jestem imprezową osobą, tak tamtejsze kluby poznałam całkiem nieźle. Edynburg jest piękny i oferuje dużo do zobaczenia. Oprócz tego byłam dwóch całodziennych wypadach do miasteczka North Berwick i w stronę Highlands. Także definitywnie pojechałabym ponownie do Szkocji, chciałabym też zwiedzić porządnie Londyn, bo byłam tylko w centrum 2 razy po kilka godzin przejazdem. I jeszcze Irlandia mi się marzy. Pogoda zawsze trochę mnie odstrasza, plus z maluchem póki co nie specjalnie chce nam się zwiedzać, no i ten ruch lewostronny (od pewnego czasu sami organizujemy sobie wyjazdy i wynajmujemy samochód). Jestem jednak dobrej myśli, że kiedyś tam zawitam.

5. Jaki jest Twój cel językowy związany z angielskim?

Ja mam dużo pomysłów związanych z rozwojem. Jedne realizuję, z innymi jednak po analizie daję sobie spokój. Mój tata się śmieje, że z mężem lubimy gromadzić papierki. Ostatnio interesuje mnie poszerzanie ogólnej wiedzy związanej z nauczaniem (nie jedynie praca nad moim poziomem językowym). Ale tak sobie myślę, że fajnie by było się zmotywować, przygotować i zdać wreszcie CPE. Mam nadzieję, że w kiedyś to nastąpi 🙂

Podsumowując – ciekawie było przeczytać odpowiedzi Ani, wiem, że zabawa już chwilę trwa, bo to łańcuszek. Nad odpowiedziami musiałam się trochę zastanowić i refleksję mam jedną – ach, ta motywacja. Z drugiej jednak strony myśląc o nauce języków doszłam do wniosku, że fajnie by było nauczyć się innego języka (w szkole miałam niemiecki, ale poziom był niedostosowany i nauczyciel, sorry za stwierdzenie tragiczny).

Przepraszam, ale nie nominuję nikogo. Dużo znajomych blogów było już nominowanych do udziału w zabawie. Poza tym jakoś ostatnio ciężko mi się pisze, u dziewczyn na blogach też lekki marazm mam wrażenie. Czy to kwestia jesieni, czy naprawdę wszystkie zarobione jesteśmy? Gdyby ktoś miał ochotę wziąć udział w zabawie to proszę dać znać a wymyślę pytania.

Ok, mamy chętnego http://yourenglishangel.blogspot.com, który ma ochotę odpowiedzieć na moje pytania. Oto i one:

Dlaczego wybrałeś taki a nie inny kierunek studiów? Na ile wiedza akademicka okazała się przydatna w pierwszym zetknięciu z uczniami?

Jakie są Twoje mocne i słabe strony jako nauczyciela? (pytanie prawie jak z rozmowy kwalifikacyjnej ;))

Jaka była najtrudniejsze sytuacja w Twojej karierze nauczyciela/ najtrudniejszy uczeń z jakim pracowałeś?

Wymień 3 rzeczy bez których nie możesz się obejść w życiu. To nie pytanie, ale jakoś lepiej brzmi w tej formie.

 

 

 

Ready, steady, go… czyli nauczycielska wyprawka

O tym, co się przydaje na lekcjach z punktu widzenia nauczyciela już pisałam tutaj. Ten wpis będzie raczej uzupełnieniem i aktualizacją. Takie trochę pitu-pitu, ale chciałam Wam pokazać, co lubię i z czego korzystam. Z racji, że znów będę pracować w szkole, odświeżyłam trochę moje „zasoby”.

Piórnik – „będąc świeżą nauczycielką” zdziwiłam się, że większość koleżanek ma piórniki. Wcześniej miałam wszystko wrzucone w małą kieszeń torebki i wygrzebywałam potrzebny długopis, czy ołówek i tyle. A z racji, że jestem bałaganiarą chwilę mi to grzebanie zajmowało. Piórnik jest jednak wygodniejszy. Ja zdecydowałam się na jak najmniejszy.

zdjęcie 1

W środku będę nosić m.in. to:

Cienkopis Pilot (na rynku dostępny od kiedy byłam w podstawówce, co jakiś czas do niego wracam, uważam że bardzo ładnie pisze).

Czerwony długopis zmazywalny (czy jak to się nazywa), został podpatrzony u uczniów, sprawdzi się w przypadku ewentualnej pomyłki.

zdjęcie 2

Plan lekcji (taki do powieszenia) to kolejna rzecz, która się przydaje i jest niejako powrotem do czasów uczniowskich. Ja kupowałam niewielki rozmiar i wieszałam na lodówce, zawsze domownicy mogą na niego zerknąć i wiedzą np. o której kończymy lekcje a my też jak mamy więcej godzin możemy upewnić się, co nas czeka. Oczywiście jeszcze go nie mam.

Notes – zawsze miałam kalendarz czy notes, zwykle sporych gabarytów. Fajne były te dla anglistów od wydawnictw. Ponieważ z kalendarza zwykle korzystałam jak z notesu a daty sprawdzałam w kalendarzu na telefonie i w ogóle coraz więcej notatek robię w telefonie tym razem kupiłam mały notes. Mam wątpliwości, czy nie za mały. Zobaczę, czy się sprawdzi i czy nie zapiszę go w przysłowiowe 5 minut. Zawsze w razie czego później mogę przerzucić się na coś innego.

Mój aktualny notes to Moleskine. Niby zwykły a jednak coś w nim jest. Jest jakiś taki miły – papier, ale z samego notesu też fajnie się korzysta. Mąż też swego czasu miał i potwierdza.

zdjęcie 5

Kubek termiczny – to mój trzeci, że tak to ujmę naj… (najsolidniejszy ale jednocześnie najcięższy, najdłużej trzymający ciepło, najładniejszy i najdroższy z tych które miałam). Dlaczego kubek termiczny? Hmm… dziwnie się do tego przyznać, ale chyba w żadnej pracy nie dorobiłam się własnego kubka. Szczególnie w szkole wydawał mi się zbędny. Nauczyciel angielskiego ciągle biega, więc kubek termiczny jest jak znalazł. Poza tym jakoś nigdy nie miałam czasu pić kawki i herbatki w pokoju nauczycielskim. Wymiennie z kubkiem termicznym noszę małe butelki z wodą itp.

Kubek – Contigo.

zdjęcie 1-1

Duża torba, teczka itp. – nie oszukujmy się, mimo że zwykle mamy szafkę w szkole często sporo rzeczy nosimy ze sobą. Ja w ogóle lubię duże torby, więc sporo rzeczy mieści się w tzw. podstawowej (nie wiem jak ją nazwać – damskiej), ale bywa że biorę coś jeszcze. Nie przepadam za torbami foliowymi ani za plecakami (mimo że nie ubieram się specjalnie elegancko to plecak jest dla mnie przesadą. Jednak znam nauczycielki, które codziennie przychodzą do pracy z plecakiem). Swego czasu miałam torbę materiałową oraz taką teczkę (jak na laptopa).  Materiałowa torba szybko się zniszczyła. A jeśli chodzi o tą na laptopa to podobało mi się to, że ma przegródki. Zgodnie z przeznaczeniem laptopa jakby co też można do niej włożyć. Fajnie się ją nosi, (ma rączkę, był też pasek na ramię), ale jest spora i sama w sobie trochę waży. Warto o czymś takim pomyśleć.

Torba – Ikea.

zdjęcie 3

zdjęcie 4

Mam też nową piłeczkę do zabaw w kole.

Piłka – Decathlon.

zdjęcie 2-1

Muszę też kupić jakąś pamięć usb, gdyż w każdej sali jest komputer, więc na pewno się przyda. No i czeka mnie też odkładany zakup laminatora, zasadzałam się na ten w Tchibo, ale widzę, że już wykupione.

Kończę, bo czeka mnie jeszcze dzisiaj papierologia.

Może coś dodacie, polecicie – po co warto pobiec czy też zamówić?

 

Jak to robią najlepsi nauczyciele? – książka zdradzająca sekrety

Jak to robią najlepsi nauczyciele – 7 prostych sekretów to książka napisana przez Annette Breaux i Todda Whitakera. Oto 7 sekretów, czyli 7 rozdziałów tej książki:

  • Sekret planowania
  • Sekret zarządzania klasą
  • Sekret nauczania
  • Sekret nastawienia
  • Sekret profesjonalizmu
  • Sekret skutecznej dyscypliny
  • Sekret motywowania i inspirowania

Myślę, że dla doświadczonego nauczyciela nie będzie to nic nowego, z drugiej jednak strony wydaje mi się, że pewne rzeczy warto sobie przypomnieć lub uzmysłowić (czasem może nam coś uciekać w ferworze dnia codziennego). Oto kilka myśli, które mnie wydają się istotne:

  • zwracać uwagę uczniom tak, by nie stali się naszymi wrogami (czyli nie udowadniać im, że nie uważali i nie wiedzą co chodzi – na zasadzie mówienia na głos do Jasia (nie uważa i czyta książkę): fajnie Ci się czyta tą książkę, to teraz powtórz które zadanie robimy
  • starać się traktować wszystkich jakby byli naszymi ulubionymi uczniami 😉 Co wcale nie jest takie proste. Jak to w życiu bywa zdarza się, że ktoś nas irytuje i takie osoby, które nawet jak trochę narozrabiają to są tak sympatyczne, że nie będziemy dla nich zbyt surowi. Dzieci dość szybko widzą niesprawiedliwość i ona zwyczajnie je boli. Pozwolę sobie na małą dygresję. W podstawówce miałam bardzo fajną wychowawczynię, ale… Dopiero pod koniec szkoły kolega uświadomił mi, że wybrała sobie elitę, która miała słodkie ksywki, była jej prawą i lewą rączką itp. Jak nie należałeś do wybranej grupy „lepszych dzieci” nie byłeś specjalnie zauważany, chwalony, doceniany tudzież milutko traktowany. U mnie pod tym względem nie ma lepszych i gorszych. Staram się być fair w stosunku do moich uczniów, choć czasem ciężko mi być cierpliwą, gdy np. ktoś nigdy nie może zapakować się na czas, gdy jest złośliwy w stosunku do kolegów, gdy celowo przeszkadza w zajęciach. Choć nauczyłam się też i muszę o tym pamiętać, że dzieci zwyczajnie mają swoje problemy, które rzutują na ich zachowanie, pracę na lekcji.
  • panować nad swoimi emocjami. Nauczyciel powinien być uśmiechnięty, zmotywowany do pracy i motywujący swoich uczniów – każdego dnia. I znów w życiu bywa inaczej, np. rano pokłóciłyśmy się z mężem, coś nas boli itp. Jednak trzeba się starać oddzielić nasze życie osobiste od szkolnego.
  • unikać negatywnie nastawionych koleżanek: ogólnie do pracy, uczniów (sami wiecie o co chodzi)

Są to dość oczywiste rzeczy, nie dowiedziałam się w zasadzie niczego nowego. W książce jest sporo przykładów, bywa że dość łopatologicznych. Każdy sekret podzielony jest na części, na koniec mamy krótkie podsumowanie, zwrócenie uwagi na najważniejsze elementy. Bywało, że w formie wierszyka. Cytuję dla przykładu:

„Niech Twoje lekcje porywają, do rozwoju zapraszają. Gdy się odniesiesz do dnia codziennego, dla uczniów będzie to coś ciekawego!”

„Chwyć za miotłę i szuflę już! Odgarnij pajęczyny, kurz. Zdziwi cię to, co odkryjesz – Każde serce, każdy umysł wiele dobrego w sobie kryje.”

Jak dla mnie trochę masakryczne. Zapewne jest to „wina”, że książka była pisana przez Amerykanów plus tego, że wierszyki trzeba było przetłumaczyć.

O wiele lepsze były normalne, w formie punktów podsumowania każdego z rozdziałów.

Podsumowując, już kiedyś wspominałam o tej książce, między innymi, że to była nagroda w konkursie. Z nagrody się ucieszyłam, jak widać przeczytałam. Pewne rzeczy zaznaczyłam sobie zakreślaczem. Jednak zbyt wiele z niej nie wyniosłam. Gdybym miała kupić ją sama to bym nie kupiła. Myślę, że jest to raczej pozycja dla studentów.

jak to robią

Praktykanci: zmora nauczyciela?

W komentarzach na temat hospitacji poruszyłyśmy zagadnienie praktykantów. Wyszło na to, że raczej nie mamy z nimi dobrych doświadczeń. Ja póki co miałam jedną studentkę na praktyce i nie wspominam tego dobrze. A to było tak…

Koleżanka (inna nauczycielka) poprosiła mnie o „wzięcie” praktykantki, dziewczyna była kiedyś jej uczennicą i studiowała filologię. Stwierdziłam, że w sumie, co mi szkodzi, zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Tak więc studentka zgłosiła się, miała ileś tam godzin do obserwowania i przeprowadzenia, nie pamiętam szczerze mówiąc dokładnie ile, powiedzmy jakieś 30. Chciała to zrobić w czasie swojej przerwy zimowej na uczelni.

Lampka ostrzegawcza powinna mi się zapalić jak dziewczyna (nazwijmy ją Dorota) powiedziała mi przy pierwszym spotkaniu, że jest na specjalizacji tłumaczeniowej i ta praktyka nie jest jej do niczego potrzebna, ale niestety musi ją zrobić. I że ona na pewno nie chce być nauczycielem i właściwie to prawie nic nie wie o nauczaniu. Przesłałam jej swoje konspekty i powiedziałam, że mogę jej trochę odpuścić na zasadzie że wcześniej jej powiem, co dokładnie ma realizować, jakie ćwiczenia ja bym zrobiła. Dawałam jej też materiały. I to był błąd. Następnym razem po takim tekście powiem, że fajnie, ale u mnie osoba z takim nastawieniem praktyki robić nie będzie.

Niby wszystko było ok. Tylko na koniec praktyki Dorota stwierdziła, że źle się czuje i zajęć przeprowadzić nie może. Pozwoliłam jej iść do domu, trochę zdziwiona, bo dałaby radę te ostatnie zajęcia przeprowadzić. Pamiętam, że ja robiłam wszystko żeby nie opuszczać praktyki, podobnie później pracując bywało, że naprawdę źle się czułam. Ale to jeszcze nie koniec, bo dziewczę oznajmiło mi, że ona źle sprawdziła i ma 40 czy 45h praktyki, czyli sporo więcej i w sumie to ona nie wie, jak ma prowadzić te zajęcia, bo jej się uczelnia zaczyna. Czujecie? Ale że hę? Ostatniego dnia praktyk.

giphy-2

Jakbyście to odebrali? Ja, że zwyczajnie wymusza na mnie zaliczenie. Później przysłała maila, że w sumie to może jednak przyjdzie tego i tego dnia i że przeprasza, bo rzadko sprawdza informacje na uczelni. Oto, co jej odpowiedziałam: do Twojej praktyki podeszłam ulgowo i nie wymagałam tyle ile wymagają inni nauczyciele. Ja też mam swój program i zakładałam że praktyki zajmą nam 2 tygodnie. I że mam zaplanowany test, który chcę sama dzieciom objaśnić. Dodatkowo, że nie jestem w stanie mailem przekazać jej tego, co ma zrobić na lekcji. Tak dzisiaj sobie myślę, że trzeba jej było podać temat i niech przychodzi i prowadzi zajęcia, skoro chciała 😉 Oczywiście przyszła parę razy, nie tyle ile powinna, bo mnie też nie bawiło rozciąganie praktyk w nieskończoność.

Generalnie czułam niesmak. Wydaje mi się, że obniżając wymagania niejako pozwoliłam jej na takie zachowanie. Choć laska się tłumaczyła, że ona naprawdę nie wiedziała ile mają trwać te praktyki… Ale szokuje mnie też to, że sama nie potrafiła poprowadzić zajęć, ale uważała, że w każdym  momencie może wejść i je odbyć, nie wiem czy rozumiecie, chodzi o brak szacunku do mojej pracy.

I jeszcze wisienka na torcie. Dorota na samym początku praktyki dała mi papiery z uczelni do wypełnienia, czyli umowę zlecenie i dokumenty do ZUS-u. Zdziwiłam się, bo za moich czasów nie było takiego czegoś. Okazało się, że uczelnia jakieś drobniaki płaciła za tą praktykę. No to ok wypełniłam. Zgadnijcie, czy jakieś pieniądze wpłynęły na moje konto? Może Dorota znów zapomniała… W sumie powinnam się cieszyć, że mając moje dane nikt na mnie kredytu czy coś nie wziął 🙂

Podsumowując, to doświadczenie skutecznie zniechęciło mnie do współpracy ze studentami i następnym razem, jak nie będę musiała zapewne odmówię, bo nie lubię sobie stwarzać dodatkowych problemów. Poza tym z takiej praktyki nie wyniknęło nic pozytywnego ani dla niej ani dla mnie (fajnie jest trafić na osobę, która chce uczyć i chce się czegoś od nas nauczyć, ale obawiam się, że nie jest to częste).

Praktykanci…

giphy

 

 

Hospitacje, lekcje pokazowe, jak sobie z nimi poradzić?

Wiele osób bardzo stresują lekcje pokazowe. Niezależnie czy prowadzą zajęcia przed swoim przełożonym (dyrektorem, metodykiem) czy rodzicami, czy też gdy starają się o pracę. Ustalmy jednak, że są to dwie różne rzeczy. Hospitacje odbywają się w znanym nam środowisku, co ułatwia sprawę. Jednak z tego, co słyszę wielu nauczycieli ma problem z byciem obserwowanym. Zaraz wydaje im się, że są oceniani (pewnie na dodatek negatywnie). Zdarzyło mi się nawet, że gdy musiałam do teczki stażysty obserwować zajęcia a nie chciałam ciągle chodzić do swojego opiekuna, to koleżanki wykręcały się i nie chciały żebym przyszła na ich zajęcia. Dziwi mnie takie podejście, gdyż były to dobre nauczycielki, z długim stażem pracy. Mam wrażenie, że ludzie się wstydzą i boją ewentualnej krytyki. Oczywiście przyznam szczerze, że w czasie lekcji pokazowych nie jestem całkowicie wyluzowana, bo chcę wypaść jak najlepiej. Ale nie może być tak, że znając osobę hospitującą od kilku lat jest się tak zestresowanym, że zajęcia wychodzą o wiele gorzej niż zwykle (co powiedziała jedna z moich koleżanek). Jeśli chodzi o moje podejście do osób oglądających zajęcia to staram się ludziom nie odmawiać i później słucham uwag studentki o trudnej klasie „u wychowawczyni jacyś grzeczniejsi byli” 😉 Ale studenci to jeszcze inna historia i w sumie nie dziwię się, że dużo nauczycieli nie chce mieć praktykantów.

Wracając do hospitacji, przekręcanej z moimi koleżankami na hospitalizację 🙂 Co zrobić, by jak najmniej się stresować?

Jeśli mamy wpływ na termin i klasę samemu go/ ją wybrać (oczywiście tak, by realizować ciekawy temat i mieć grzecznych i chętnych do pracy uczniów).

Przemyśleć temat i dobrze się przygotować. Wiem, wiem dobry nauczyciel powinien mieć na co dzień zajęcia przygotowane na tip top i rzeczywiście lepiej żeby tak było. Osobiście staram się uczyć jak najlepiej, ale każdy może mieć trochę gorszy dzień, czy pomysł który zupełnie nie chwyci. Poza tym warto wiedzieć, że dyrektor czy też wizytacja może przyjść bez zapowiedzi. Przygotowując zajęcia zwykle zostawiam sobie jednak pole do improwizacji, tudzież jestem elastyczna. Jak już wspomniałam nie zawsze wszystko, co sobie zaplanowaliśmy wychodzi, więc musimy na bieżąco reagować na to, co dzieje się w czasie lekcji. To, że zrobiliśmy inaczej, skróciliśmy ćwiczenie itp. nie powinno być powodem frustracji tylko skłonić nas do refleksji, jak zrobić to następnym razem. Czasem ta zmiana wręcz wychodzi zajęciom na korzyść. Warto pomyśleć o tym, co powiedziałam na wstępie, większość osób nie przychodzi po to, by nas skrytykować. Zwykle zgodnie z zasadami dawania feedbacku powinni znaleźć też plusy w naszych zajęciach. Ogólnie rzecz biorąc mamy się czegoś nauczyć, hospitują nas osoby bardziej doświadczone, warto posłuchać ich uwag i próbować stosować zalecenia na kolejnych zajęciach. Należy jednak pamiętać, że co w jednej szkole, u jednego opiekuna uchodzi za mus (np. musisz o coś zapytać, wykorzystać w czasie lekcji określony rodzaj zadania), dla innej osoby jest nieistotne, a wręcz może to skrytykować. Jak to w życiu bywa jednym podoba się to a innym co innego. Ważne jest jednak byśmy trzymali się metodyki nauczania, mieli konspekt itp. Lepiej też nie wybierać ćwiczeń, których nigdy nie stosowaliśmy. Jeśli się da dobrze wcześniej wypróbować je w innej grupie.

Zwykle im częściej ktoś nas odwiedza, tym mniejsze wrażenie robią na nas obserwatorzy. Praktyka czyni mistrza, jak również pewność siebie, którą zyskujemy, im dłużej pracujemy w zawodzie. Uważam, że nie warto zbytnio wzbraniać się przed zajęciami pokazowymi. Na początku będzie trudno a później przestaniemy zwracać uwagę na obserwatorów. Starajmy się też nie myśleć o tym, że ktoś dodatkowy jest obecny na zajęciach, skoncentrujmy się na dzieciach. Jednocześnie dobrze być stosunkowo naturalnym, żeby uczniowie nie doznali zbytniego szoku. Dla mnie ciekawym doświadczeniem był tzw. wideotrening komunikacji. Była to współpraca z psychologiem, w ramach której Pani przychodziła do konkretnej klasy i filmowała prowadzone przeze mnie zajęcia. Następnie wybierała fragmenty lekcji i wspólnie je analizowałyśmy skupiając się na pozytywnych aspektach komunikacji.

Jakiś czas temu ten temat pojawił się na forum dla nauczycieli angielskiego, jeśli jesteście ciekawi, co inni sądzą na ten temat – przeczytajcie (klik).

Miejsce, o którym każdy nauczyciel angielskiego wiedzieć powinien – Young Learners Resource Center

Każdy nauczyciel chce, by jego zajęcia były ciekawe. Szczególnie my, Angliści mamy do dyspozycji wiele pomocy. Książeczki, plakaty, flashcards, pacynki, płyty CD i DVD to tylko niektóre z nich. Część materiałów dostajemy w ramach zestawu nauczycielskiego, zdarzają się tez gratisy od wydawnictw. Jednak jak już kiedyś pisałam w dużej mierze sami musimy się zaopatrywać w materiały. Czasem można przygotować je samemu, ale nie oszukujmy się, oryginalne są o wiele lepsze i bardziej profesjonalne. Pozostaje jeszcze kwestia, gdzie to wszystko trzymać i oczywiście fakt, że nie są to tanie rzeczy.

Jest takie miejsce w Warszawie, które umożliwia nauczycielom angielskiego wypożyczanie materiałów. Mówię o Young Learners Resource Center (czyli Centrum Zasobów Języka Angielskiego). Oczywiście przygotujcie się na zachwyty, gdyż wydaje mi sie ze nie ma drugiej takiej instytucji w mieście. Centrum powstało w wyniku współpracy Urzędu m.st Warszawy z ambasadą USA. Poniżej sporo zdjęć, gdyż chciałam jak najdokładniej pokazać Wam to świetne miejsce.

Ogólny widok z jednej strony pomieszczenia.

ylrc5

Oraz zbliżenia półek.

ylrc1

ylrc2

ylrc3

ylrc4

Wow! Widzicie te materiały, jak już pisałam można je wypożyczyć 🙂

Oto co konkretnie oferuje nam Centrum:

  • literaturę dziecięcą
  • big books (są super do czytania w klasie, nikt wtedy nie narzeka że nie widzi obrazków)
  • karty obrazkowe i wyrazowe
  • płyty z piosenkami i rymowankami
  • materiały kulturowe
  • klocki z literkami
  • książki metodyczne

Poza tym mamy dostęp do wycinarki i matryc służących do wycinania różnych kształtów. Dzięki temu można stworzyć własne pomoce dydaktyczne.

Tak wygląda wycinarka i przykładowa matryca.

ylrc6

Oraz przykładowe pomoce.

ylrc7

Ale to jeszcze nie koniec działalności Centrum, oferuje ono również darmowe szkolenia metodyczne. Organizuje też konkursy, zarówno dla uczniów jak i nauczycieli.

Wpis ten planowałam już dawno, gdyż jest to super miejsce a wydaje mi się, że sporo osób nie wie o jego istnieniu. Czas jednak płynął i nie bardzo sie składało. Aż dostałam informację o konkursie Walentynkowym polegającym na wymyśleniu autorskich zajęć w tym właśnie temacie. Postanowilam wziąć w nim udzial. I… udało się – moja praca została doceniona, zostałam nagrodzona. Jak się domyślacie nagrody to książki. Są bardzo fajne, zresztą spójrzcie sami.

Książki metodyczne. Wyglądają ciekawie, nie mogę się doczekać kiedy znajdę czas i je przeczytam.

nagrody3

Bestsellerowa książeczka dla dzieci w sam raz na Walentynki, na pewno wykorzystam ją na zajęciach w przyszłym roku.

nagrody1

nagrody2

Oraz kilka numerów magazynu English Teaching Forum, amerykańskiej gazety dla nauczycieli uczących angielskiego jako języka obcego. Nie znałam jej wcześniej i oczywiście chętnie poczytam artykuly.

nagrody4

Zachęcam wszystkich nauczycieli angielskiego (uczących młodsze dzieci) do wybrania się i zapisania do YLRC. Wedlug mnie warto. Jestem pewna, że poprzez korzystanie z zasobów Centrum uatrakcyjnicie swoje lekcje.

Niestety rodzice nie mogą wypożyczać materiałów (tylko nauczyciele angielskiego), jednak jak się dowiedziałam można przyjść z dzieckiem i skorzystać na miejscu.

YLRC znajdziecie na warszawskiej Starówce, w budynku Wcies-u, ul. Stara 4. Znajdziecie ich też w internecie pod adresem http://ylrc.edu.pl. Na stronie póki co nie ma zbyt dużo informacji, gdyż jest jeszcze w budowie.

Trochę o kulturze osobistej

Dzisiejszy wpis jest trochę z innej beczki niż zazwyczaj. Gdy pracowałam w szkole zaczął mnie zastanawiać fakt, jak to jest z kulturą osobistą, tudzież dobrym wychowaniem uczniów. W tym wpisie nie będę opisywać żadnych ekscesów czy wybryków, nieładnych odzywek, przekleństw, którymi dzieci potrafią uraczyć nauczyciela. Myślę, że często te zachowania, które zwróciły moją uwagę nie wynikają ze złośliwości uczniów.

The schoolboy - idlerPierwsza rzecz, która mnie frapuje to mówienie a raczej nie mówienie dzień dobry. Dzieci sobie idą, patrzą na nas i nic nie mówią. Jeszcze bardziej zdziwił mnie fakt, że są uczniowie, którzy mówią, ale tylko wtedy, gdy się jest ich nauczycielem. Jak nauczyciel się zmienia, to temu, z którym przez rok czy dwa się miało zajęcia nie trzeba już mówić dzień dobry.

Ostatnimi czasy wiele mówi się o tym, że rodzice są zapracowani. Zdaję sobie sprawę z tego, że wychowanie dziecka/dzieci jest trudne. Od kiedy uczę w ramach prywatnych lekcji zauważyłam, że właśnie ci młodsi mają problem z odpowiednim przywitaniem się. Co dziwne rodzice za każdym razem mówią przywitaj się, powiedziałeś dzień dobry, ale niestety efektów nie widać. Podobnie na koniec zajęć, często uczniowie po prostu wychodzą z pokoju, tudzież zadowoleni wybiegają w podskokach. Chyba nie ma więc czego wymagać w szkole, że dziecko na korytarzu się z nami przywita, gdy nie ma mamy, która mu o tym przypomni.

Ktoś powie, że się czepiam, bo to tylko małe dzieci. Według mnie nie tak znowu małe i pewne normy powinny obowiązywać.

Oczywiście bywa też, że uczeń idzie i mówi dzień dobry a mama nic i tak za każdym razem jak ją widzę. Albo starszy tata, którego dziecko uczyłam przez rok – widzimy się pod szkołą – patrzy na mnie…, to mówię mu dzień dobry na co Pan do mnie skąd ja Panią znam? To mu mówię. A on, no rzeczywiście. Mnie w dzieciństwie nauczono, że jak mi się wydaje, że kogoś znam to mówię dzień dobry. Mówi się, że to na szkołę rodzice w dużej  mierze przerzucają wychowanie. Niezależnie od tego mam wrażenie, że ogólnie dużo się mówi o witaniu (nie szukam tutaj winnych jego braku). Myślę, że mówią o tym wychowawcy, ja też co jakiś czas przypominałam najmłodszym o witaniu się na korytarzu. Choć muszę przyznać, że zdarzyła mi się bardzo fajna klasa, z której uczniowie za każdym razem mówili mi dzień dobry jak mnie widzieli 😉

W tym wpisie muszę też wspomnieć inne już jak dla mnie ekstremalne braki kultury, w stylu bekanie na całą salę. Jak się komuś się to zdarzy to zwrócę uwagę, ale nie w  bardzo ostry sposób. Wyjaśnię, ze tak nie robimy itp. Ja rozumiem, że to się może wymsknąć (podobnie jak inne fizjologiczne wypadki). Jednak zdarzyło mi się stracić cierpliwość w klasie w której na porządku dziennym było bekanie na głos. Również na jednym z forów dla rodziców przeczytałam kiedyś wpis oburzonej mamy, że dziecko beknęło i stwierdziło, że się najadło a Pani na niego nakrzyczała i wpisała mu uwagę. Ale to przecież było niechcący i mama nie widziała w tym żadnego problemu.

Mam też wrażenie, że uczniowie nie potrafią korzystać z chusteczek do nosa. Jak bardzo jest to estetyczne każdy wie, ale dodatkowo powoduje to rozprzestrzenianie się bakterii i chorób, które w szkołach w sezonie chorobowym szaleją. A później rodzice się dziwią, czemu te nauczycielki tak często chorują. Ja zwykle oferuję danej osobie chusteczkę, pytam czy potrzebuje wytrzeć nos.

Kolejna moja obserwacja dotyczy umiejętności siedzenia w ławce, czy też na stołówce w czasie jedzenia. Dodam jeszcze, że u mnie w szkole notorycznie jedzenie walało się po całym pomieszczeniu. Często siedzą z nogą podwinięta pod pupą, albo w jakieś innej dziwnej pozycji. W sumie to ich kręgosłupy, ale szkoła powinna dbać o właściwą (zdrową) postawę, ponad to według mnie sposób siedzenia świadczy również o szacunku do nauczyciela. Wiercenie się na krześle i majtanie nogami raczej nie sprzyja koncentracji. Co więcej, często gdy siedziałam przy biurku byłam kopana przez uczniów z pierwszej ławki. Oczywiście zwracałam uwagę, jednak zwykle działało to na chwilę.

Wiem, że ten wpis nie opowiada o żadnych ekstremalnych zachowaniach, bo oczywiście takie też mogłabym opisać. Nie chodzi też o czepianie się, tylko zwrócenie uwagi na rzeczy, które wydawać się powinny normalne i według mnie świadczą o kulturze osobistej. Jeśli od małego nie będziemy wymagać od dzieci pewnych rzeczy, to nigdy się ich nie nauczą.

A jak to jest z Waszymi uczniami, dziećmi? Macie podobne do moich spostrzeżenia?

O specyfice pracy w szkole

Dziś napiszę o tym, jak to jest pracować w szkole. W końcu nie czytają mnie tylko nauczyciele. Jednak ich też zachęcam do przeczytania tego wpisu i wyrażenia swoich opinii. Myślę, że wpis ten będzie przydatny dla studentów i osób zainteresowanych pracą jako nauczyciel angielskiego w szkole. Według mnie praktyki są tylko namiastką i nie oddają całego obrazu. Oczywiście, co szkoła to jest trochę inaczej, dlatego ten wpis poruszy różne aspekty pracy, ale będzie ogólny.

roadsign

Jeśli chodzi o moje doświadczenie zawodowe to na studiach i krótko po pracowałam jako lektor angielskiego w przedszkolach. W jedne wakacje byłam na stażu w firmie rekrutacyjnej, mam też za sobą rok pracy w firmie szkoleniowej. Najdłużej pracowałam jako nauczyciel angielskiego w szkole podstawowej i w związku z tym chciałabym opisać swoje spostrzeżenia. Często mam ochotę się wypowiedzieć, szczególnie gdy w okolicy wakacji lub przy innej okazji pojawia się temat pracy nauczycieli i stwierdzenia, że nauczyciele mało pracują, mają zbyt dużo wolnego itp. W tym wpisie ustosunkuję się też do tego typu wypowiedzi.

Na pewno praca nauczyciela jest specyficzna, standardowy etat to 18 godzin plus 2 godziny dodatkowych zajęć z Karty Nauczyciela (niepłatnych dodatkowo, czyli w ramach pensum, ale nie jest to w tym momencie istotne). Tak więc statystyczny nauczyciel spędza przy tablicy około 4 – 5 godzin dziennie. Do tego dochodzą zastępstwa. W mojej stosunkowo dużej szkole doszło do tego, że mieliśmy 3 okienka, które mogły być zagospodarowane właśnie przez zastępstwa. Jeśli nie mamy zastępstwa często uzupełniamy dzienniki, kserujemy coś itp. Dodatkowo nauczyciel oczywiście ma przerwy, jednak są one często zajęte przez dyżury (lub zastępstwa w dyżurach). W młodszych klasach odprowadzamy dzieci do szatni czy też świetlicy, czasem odbywamy krótkie rozmowy z rodzicami. Bywa, że nie ma czasu zjeść kanapki. Tempo pracy jest szybkie i jest się praktycznie cały czas zajętym. W pracy biurowej na ogół można zdecydować, że w tym momencie jem lunch, idę do toalety itp. w pracy w szkole tak to nie działa. Nie wiem skąd się wzięły te opowieści o nauczycielkach plotkujących i pijących kawę za kawą. W pewnym momencie wykupowałam szkolne obiady i powiem, że to one nauczyły mnie szybkiego jedzenia 🙂 Choć naprawdę ekspresowego spożywania posiłków nauczył mnie mój syn.

Idziemy dalej… Większość nauczycieli należy do komisji, co jakiś czas odbywają się spotkania oraz jest coś do zrobienia. Ponad to nauczyciele uczestniczą w radach pedagogicznych, spotkaniach z pedagogami oraz zebraniach z rodzicami. Oczywiście dochodzi do tego przygotowanie zajęć, wypełnianie papierów, szkolenia, awans zawodowy, czasem udział w wycieczkach czy innych imprezach szkolnych. To wszystko w ramach pensum. Jak widać nie jest tak, że nauczyciele pracują te 18+2h. Dla mnie fajne jest to, że nie siedzi się 8 godzin przy biurku. Rady na ogół wypadały tak, że miałam możliwość wpaść do domu i coś zjeść czy też wyjść z psem. Oczywiście dużo zależy od tego, w jakiej odległości jest dom od szkoły. Fajne jest to, że w zajęcia właściwie nikt nam nie ingeruje, może poza podstawową programową. Ale generalnie rzecz biorąc w dużej mierze to nasza sprawa, jak ją zrealizujemy.

Są różne okresy, bywa, że jest więcej roboty i bywa też stosunkowo spokojnie. Według mnie to jest podobne do każdej innej pracy. Myślę, że miesiąc miesiącowi nie równy i że tak naprawdę trochę trudno policzyć ile godzin pracuje nauczyciel. Wiem, że część osób frustruje to, że płacą nam za te 18+2 i skarżą się za każdym razem, gdy siedzą w szkole dłużej, że robią to za darmo. Nie jest to jednak post o wynagradzaniu nauczycieli. Jeśli nie odpowiada nam dużo rzeczy to uważam, że trzeba się zastanowić nad sensem tej pracy i zawsze można zmienić zawód. Ja mam porównanie z pracą biurową i zdecydowanie bardziej jestem zadowolona z pracy nauczyciela (lektora). Do pracy w szkole na pewno trzeba mieć predyspozycje. Zdawać sobie sprawę, że jest to obciążające zajęcie. Będąc z dziećmi trzeba mieć oczy dookoła głowy, gdyż łatwo o wypadek. Zdarzają się też trudne sytuacje, dotyczące zarówno uczniów i rodziców. Nauczyciel w swojej pracy pełni wiele ról i musi posiadać umiejętności z różnych dziedzin. Trzeba nauczyć się komunikować z dyrekcją oraz z rodzicami. Czasem warto być asertywnym.

Niewątpliwym minusem tej pracy jest hałas, ja często po powrocie do domu nie miałam nawet ochoty na włączenie radia. Myślę, że wszyscy nauczyciele się ze mną zgodzą, że te ferie, wakacje itp. nie są fanaberią, tylko czasem potrzebnym na regenerację. Głosu i ogólnie pojętego zdrowia. Chociaż muszę przyznać, że jestem przeciwna tzw. urlopom dla podratowania zdrowia. Uważam, że stwarzają one możliwość nadużyć. Odniosę się też do pomysłu urzędników, by zwiększyć etat nauczycielom. Jakiś czas temu pojawiały się głosy, że nauczyciele docelowo powinni pracować po 8 godzin dziennie. To znaczy być w szkole po lekcjach, przygotowywać w niej zajęcia itp. Jestem za, tylko niech najpierw szkoła będzie do tego przystosowana. Każdy nauczyciel powinien mieć swoje miejsce do pracy, dostęp do komputera, drukarki, prenumeratę gazet, możliwość zakupu książek. Oraz miejsce do przechowywania materiałów. Aktualnie minusem jest też brak funduszy – nauczyciele większość pomocy dydaktycznych muszą finansować we własnym zakresie. Może warto by pomyśleć o jakimś profesjonalnym systemie ewidencjonowania czasu pracy. Niech też wszystkie spotkania, łącznie z tymi z rodzicami odbywają się w tym czasie (nagle się okaże, że to średnio możliwe bo rodzice są wtedy w pracy).

Podsumowując te długie wywody, praca nauczyciela w szkole ma swoje plusy i minusy. Nie uważam, żeby była jakaś bardzo ciężka. Myślę, że jeśli interesuje nas nauczane, to warto spróbować. Ciekawa jestem, jak rozwinie się sytuacja i jakie zmiany wprowadzą politycy, czy za jakiś czas Karta Nauczyciela będzie istnieć…

 

Jak uniknąć rutyny w pracy nauczyciela angielskiego?

Według mnie praca nauczyciela angielskiego jest bardzo interesującym zajęciem. Składa się na nią wiele elementów – pracujemy z uczniami, rodzicami i innymi nauczycielami. W dużej mierze od nas zależy czy i jak się rozwijamy.

Wiadomo, że każdy z nas ma gorsze i lepsze dni. Co zrobić, szczególnie po latach, gdy w pracę zaczyna wkradać się rutyna, by nadal być dobrym nauczycielem i czerpać z tego zajęcia satysfakcję?

Doszkalać się. Dydaktyka to dziedzina zmieniająca się, powstają nowe metody i techniki nauczania. Może ich elementy sprawią, że nasze zajęcia będą ciekawsze? Warto wybierać takie kursy, które wniosą coś nowego a nie są powtórzeniem tego, co już wiemy. Źle dobrane powodują poczucie straconego czasu i uzyskanie często błędnej pewności – ja już nie muszę się szkolić, bo wszystko wiem. Moim zdaniem nie ma takiej możliwości, trzeba tylko znaleźć luki. Alternatywą dla tradycyjnego szkolenia może być też kurs internetowy, czy też webinarium.

Spróbować zmienić coś w naszych lekcjach. Nie pracować według raz opracowanych planów zajęć. Wiadomo, że  tak jest łatwiej, ale czasy się zmieniają i uczniowie też. Coś co było wartościowe i interesujące kilka lat temu nie musi być takie teraz. Poza tym możemy trafić na klasę o wysokim poziomie, warto wtedy podwyższyć wymagania zarówno w stosunku do uczniów jak i siebie.

Nawiązując do poprzedniego punktu – zmienić podręczniki. Jest wielu nauczycieli, którzy są od lat przywiązani do jednej publikacji. Również w tym przypadku książki się zmieniają, często na korzyść – są bardziej nowoczesne. Szybko przekonamy się, że wcale nie mamy więcej pracy a lekcje są ciekawsze zarówno dla uczniów jak i dla nas samych.

Jeśli jest taka możliwość wprowadzić nowe technologie na nasze lekcje. Czyli coś oprócz odtwarzanej płyty cd. Może chociażby film, nagranie z youtube, podcast. Może da się raz na jakiś czas skorzystać z sali komputerowej i przeprowadzić zajęcia w oparciu o internet? Jest super, gdy szkoła dysponuje tablicą interaktywną.

Czytać książki, czasopisma branżowe, blogi w internecie. Dobrze jest czytać materiały anglojęzyczne, wtedy ćwiczymy również język. W łatwy sposób możemy uzyskać nowe pomysły, czerpać inspirację a tym samym przełamać rutynę.

Rozmawiać z kolegami (innymi nauczycielami) – właśnie o podręcznikach, materiałach dodatkowych. Próbować dowiedzieć się z czego korzystają, co polecają. Dzielić się swoimi pomysłami. Jeśli mamy możliwość i ktoś organizuje zajęcia otwarte warto iść i je zobaczyć. Starać się nie oceniać i nie krytykować, tylko znaleźć w nich inspirację. I nie bać się, szczególnie jeśli jesteśmy doświadczonymi nauczycielami – jak najbardziej powinniśmy dzielić się naszą wiedzą, właśnie w postaci zaproszenia młodszych kolegów na zajęcia czy też przeprowadzenia rady szkoleniowej na ciekawy według nas temat.